zamknij

Wywiady

Kuchnia wegańska ma różne oblicza

- Nie chcę byśmy spotykali się na zasadzie „Idziemy, pojemy sobie!”, ale byśmy mogli też dowiedzieć się nowych rzeczy – by spotkania miały głębszy sens. Chcę, by te spotkania w ramach Wegańskiej Kuchni Społecznej były zalążkiem do czegoś więcej. By ruszyć kooperatywę – skupiać ludzi o podobnych wartościach, wymieniać się wiedzą. Nie chcę nikogo na siłę przekonywać, by nie jadł mięsa. Chcę mu pokazać, iż warto znać np. jego pochodzenie, sposób hodowli zwierząt. By ściągając produkt ze sklepowej półki, człowiek spojrzał na etykietę, skład. To o to chodzi – budzenie świadomości, refleksji…

- mówi Agnieszka Zapart, inicjatorka Wegańskiej Kuchni Społecznej w Żorach.

Zacznijmy może od rozszyfrowania skrótu, który brzmi dosyć ciekawie. Co to jest POWIEW i kto za nim stoi?

- To Projekt Obywatelski Wegetarianizm i Ekologia w Żorach, który ruszył kilka miesięcy temu. Na razie w gronie osób zaangażowanych jestem ja i mój mąż, Mateusz. Zacznę może jednak od początku. Około cztery lata temu, mieszkając jeszcze w Katowicach, wraz z mężem zaczęliśmy się interesować zdrowym trybem życia – zwracać uwagę na to, co jemy, jak żyjemy i jak to się wszystko ma do otaczającego nas świata. Poruszaliśmy kwestie związane z ekologią. Kiedy już zdecydowaliśmy się zamieszkać w Żorach, cały czas towarzyszył mi pomysł, by ruszyć z kooperatywą spożywczą – inicjatywą, która działa w wielu miejscach w Polsce. Polega to na tym, iż zbiera się grupa ludzi zainteresowanych dostępem do ekologicznych produktów, w tym niepryskanych owoców, warzyw. Ludzi, którzy wymieniają się informacjami np. o sprawdzonych gospodarstwach rolnych, w których można zdobyć owoce i warzywa hodowane bez chemikaliów i zbędnych odżywek. Kooperatywa to jednak bardzo złożona rzecz – by udało się to wszystko zrobić, potrzebni są ludzie – nawet 20-30 osób. Wtedy też narodził się mój drugi pomysł, czyli kuchnia wegańska, bo – powiedzmy sobie szczerze – ludzi najłatwiej zgromadzić przy jedzeniu (śmiech).

A ekologia, która również kryje się w POWIEW-ie?

- Nie jest mi obojętny wpływ człowieka na otaczające go środowisko, nawet przez tak prostą czynność jak segregacja śmieci, ale i moje marzenie, jak żorskie sprzątanie świata. Marzy mi się taka inicjatywa – żorzanie idą między bloki, w lasy i będą sprzątać miasto, bo niestety nie jest tutaj najczyściej. Mam jeszcze wiele podobnych pomysłów, które chciałabym zrealizować zwłaszcza w Żorach, bo kocham to miasto i zawsze czułam się żorzanką, niezależnie od tego w jakiej części świata mieszkałam. Widzę też potencjał w tym mieście – jako, że jest niewielkie, to wiele rzeczy da się tutaj zrobić.

No tak, z powodzeniem ruszyła Wegańska Kuchnia Społeczna. Wrażenia na plus?

- Pewnie! To było pozytywne zaskoczenie – na pierwszym spotkaniu było 40 osób – od maluszków po panie 50+! Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, mówili, że taka frekwencja to „szok” jak na Żory (śmiech). Na drugim spotkaniu było trochę mniej osób, ale wiążemy to z czasem przedświątecznym. Wierzę, że ze spotkania na spotkanie będzie nas coraz więcej. Tym bardziej, że tematyka – w mojej ocenie – będzie coraz ciekawsza.

Czyli?

- Nie chcę byśmy spotykali się na zasadzie „Idziemy, pojemy sobie!”, ale byśmy mogli też dowiedzieć się nowych rzeczy – by spotkania miały głębszy sens. Stąd np. wykład na temat zdrowego jedzenia w kontekście profilaktyki raka prowadzony przez osobę, która doświadczyła tego na własnej skórze, bo zmiana sposobu żywienia pomogła jej wyjść z bardzo zaawansowanej choroby. Chcę, by spotkania w ramach Wegańskiej Kuchni Społecznej były zalążkiem do czegoś więcej. By POWIEW zaczął funkcjonować, by ruszyć kooperatywę – skupiać ludzi o podobnych wartościach, wymieniać się wiedzą. Jest mnóstwo tematów, które można poruszyć – od jedzenia, przez kosmetyki, po chemię gospodarczą używaną do sprzątania domu. Zależy mi też na organizacji warsztatów, podczas których można by ludziom pokazać, co w naszej ocenie jest ważne. Nie chcę nikogo na siłę przekonywać, by nie jadł mięsa. Chcę mu pokazać, iż warto znać np. jego pochodzenie, sposób hodowli zwierząt. By ściągając produkt ze sklepowej półki człowiek spojrzał na etykietę, jego skład. To o to chodzi – budzenie świadomości, refleksji…

Co będzie tematem przyszłych spotkań?

- Między innymi kosmetyki naturalne, bo oprócz tego, co jemy, warto też zwrócić uwagę na to, co wcieramy w ciało. Naszym gościem będzie więc kobieta, która sama tworzy kosmetyki, dobiera ich składniki i opowie o tym, na co trzeba zwracać uwagę. Chcemy też poruszyć modne tematy jak odkwaszanie organizmu czy dieta bezglutenowa.

Przejdźmy do drugiego powodu naszego spotkania. Czym kuchnia wegańska różni się od tej zwykłej, tradycyjnej polskiej?

- To bardzo trudne pytanie, bo tak naprawdę, ilu wegetarian i wegan, tyle różnych podejść. Dieta wegetariańska opiera się na tym, iż nie je się mięsa – również ryb, bo to też żywe stworzenia. Z kolei w diecie wegańskiej odstawia się dodatkowo wszystkie produkty odzwierzęce, czyli jaja, nabiał. Ja natomiast zwracam jeszcze uwagę na to, by jeść naprawdę zdrowo, a nie zwykłą parówkę zamienić na parówkę sojową, w której kryje się tyle samo chemii i konserwantów.

Na jakich produktach oparta jest zatem kuchnia wegańska?

- Rośliny, nasiona i zboża. Na szczęście żyjemy w dobie Internetu, gdzie znajdziemy masę blogów, a w nich różnorodne przepisy na posiłki. Jeśli ktoś nie lubi Internetu, inspiracji może poszukać w książkach albo… w sobie samym, bo inwencja własna jest równie cenna.

Co dla człowieka oznacza bycie weganinem. Z czego jeszcze musi zrezygnować?

- Wielu wegan zwraca uwagę nie tylko na jedzenie, ale i na produkty z którymi ma styczność na co dzień, np. na ubrania. Nie używa tych wykonanych m.in. z wełny. Niedawno czytałam też, że weganin chcąc zrobić sobie tatuaż musi zwrócić uwagę na pochodzenie barwników, ponieważ są zrobione np. z kości zwierząt. Weganie kładą też nacisk na empatię, czyli nieprzykładanie ręki do cierpienia zwierząt. Zwłaszcza w ich przemysłowych hodowlach.

Jak z perspektywy czasu ocenia Pani swoją decyzję przejścia na wegetarianizm? Było warto?

- Zdecydowanie tak. Jestem wegetarianką dosyć niedługo, choć decyzja była wynikiem pewnego procesu. Nie podjęłam jej z dnia na dzień. Najpierw zrezygnowałam z wieprzowiny, nabiału, drobiu, później odstawiłam ryby. W międzyczasie wdrażałam się w tematykę kosmetyków naturalnych. Działałam krok po kroku. Od tego czasu nie wiem, co znaczy złe samopoczucie. Oprócz zwykłego przeziębienia, nie znam też pojęcia „choroba”. Ponadto mam poczucie, że nie przykładam się do cierpienia zwierząt, do niszczenia środowiska. Choć muszę przyznać, że było łatwiej, bo nie byłam z tym wszystkim sama, ale działałam mając wsparcie męża.

A co z opinią, iż taki styl żywienia jest droższy?

- To jest mit, że ta dieta jest droższa. Da się to zrobić w porównywalnym budżecie – trzeba tylko chcieć. Zamiast sklepu stacjonarnego, można wybrać internetowy, w którym produkty nieraz okazują się tańsze. Nie mogę powiedzieć, że wraz z mężem zaczęliśmy wydawać więcej pieniędzy na jedzenie. Myślę, że porównywalnie albo nawet mniej, bo po prostu mniej jemy. Kiedy zaczyna się zwracać uwagę na to, co się je, to przestaje się jedzenie traktować jako świętość. Przestajemy jeść kompulsywnie, „zażerać się”. Choć wiadomo, że jeśli sięgamy po produkty z naklejką „EKO”, to zapłacimy więcej. Kosztują po prostu certyfikaty wystawiane przez producentów. W mojej ocenie wystarczy pomyśleć, sprawdzić różne opcje i wybrać tą najlepszą dla siebie.

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Wioleta Kurzydem

Agnieszka Zapart – na co dzień psychoterapeuta. Absolwentka psychologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i Szkoły Trenerów i Psychoterapeutów Gestalt w Instytucie Terapii Gestalt w Krakowie. Pracuje z osobami dorosłymi w Żorach.

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.