zamknij

Wywiady

Mamy plan, mamy pomysł

- Idea jest taka, by przede wszystkim nakłonić lokalną społeczność do działania w swoim środowisku. Chcemy zwrócić uwagę na współpracę w wymiarze ponad gminnym, bo o ile ciężko jest zorganizować formy aktywizacji w ramach gminy, tym jeszcze trudniej o inicjatywy nakierowane na współpracę regionalną. Nasz region – Żory, Rybnik, Jastrzębie-Zdrój itp., który ma ogromny potencjał, nie potrafi się zorganizować tak jak inni

- mówią Marek, AdamPaweł, twórcy inicjatywy „Taki mamy plan”.


Wasza inicjatywa zawiązała się w ubiegłym roku. Na stronie jednak nie znajdziemy jeszcze informacji o tym, kto i jaki plan ma… To co, „Taki mamy plan”, czas wyjść z ukrycia?

Marek Skowron: Sama inicjatywa powstała z mojej strony. Razem z koleżanką Dominiką – studentką architektury, która obecnie wyjechała na Erasmusa do Francji, dyskutowałem na tematy związane z urbanistyką. Mnie – jako absolwentowi gospodarki przestrzennej – te rozmowy bardzo wiele dały. Później z pomysłem zapoznałem chłopaków.

Paweł Szulik: Projekt jest na razie we wstępnej fazie. Póki co stawiamy sobie cele i nakreślamy strategię działania, ale sama idea jest taka, by przede wszystkim nakłonić lokalną społeczność do działania w swoim środowisku. Chcemy zwrócić uwagę na współpracę w wymiarze ponad gminnym, bo o ile ciężko jest zorganizować formy aktywizacji w ramach gminy, tym jeszcze trudniej o inicjatywy nakierowane na współpracę regionalną. Nasz region – Żory, Rybnik, Jastrzębie-Zdrój itp., który ma ogromny potencjał, nie potrafi się zorganizować tak jak inni.

Marek Skowron: Mamy ogromny potencjał ludzki, a wydaje nam się, że nie jest on wykorzystywany.

Adam Brandys: W tej chwili nie ma żadnych inicjatyw, które jednoczą region pod jedną flagą. Dzieje się to natomiast na zasadzie inicjatywy oddolnej – osoby z różnych środowisk łączą się pod szyldem tylko jednej organizacji albo miasta. Brakuje tego, by ludzie z różnych miejsc mogli działać na rzecz swojej społeczności.


Marek Skowron: Zawsze zwracałem uwagę na to, jak wygląda to na poziomie Żor. Kiedy uczestniczyłem w warsztatach podczas tworzenia nowej strategii rozwoju miasta, brakowało mi moich rówieśników – brali w nich udział tylko radni i urzędnicy.


A może to wina sposobu informowania o tego typu działaniach?


Marek: Z pewnością.


Paweł: Wystarczy spojrzeć na kwestię budżetu obywatelskiego. Jak wygląda jego promocja – kto o nim wie? My możemy powiedzieć coś więcej, bo się tym interesujemy, a przeciętny mieszkaniec miasta? Wątpię. Myślę, że nawet nie byłby w stanie powiedzieć, czym budżet obywatelski jest, jakie są propozycje. Brakuje przepływu informacji zarówno w kwestii gminnej, o regionalnej nie wspominając. Nie ma też dyskusji o tym, w która stronę zmierza nasze miasto, region. Wydaje nam się, że spojrzenie naszego magistratu jest krótkowzroczne.


Marek: W mojej ocenie budżet obywatelski wprowadzono tylko dlatego, że inne gminy go mają. Podejmując jednak decyzję, że robimy go na własnych warunkach. W pierwszej edycji wygrały ścieżki rowerowe. Jako współautora tego pomysłu zaproszono mnie na jedno spotkanie w magistracie, które poprowadził doradca prezydenta, pan B. Pruchnicki. Wtedy przekazał nam swoją wizję, nie podejmując dialogu. Idea natomiast była taka, by stworzyć sieć ścieżek. Plan, który zakładałby wytyczenie i oznakowanie szlaków rozwijanych w następnych latach. Przecież już teraz na terenie miasta jest wiele tras, które w taki plan mogłyby śmiało się wpisać. Dlatego powinniśmy zacząć właśnie od ich wyróżnienia, następnie połączenia z centrum miasta, a w końcu i ze ścieżkami w sąsiednich gminach. W efekcie najpierw powstałaby mapa ścieżek, a może i aplikacja mobilna. Dopiero później powinno się myśleć o przebudowie tras.


Adam: Wystarczy spojrzeć na Pawłowice, które są bardzo dobrym przykładem wytyczenia i realizacji ścieżek rowerowych na terenie gminy. Trasy łączą się m.in. ze ścieżkami transgranicznymi. Powstały też miejsca wypoczynku i porządna mapa. Jest to pomyślane od początku do końca.


Paweł: Pierwsza edycja budziła nasze wątpliwości – już na samym etapie składania propozycji przez mieszkańców.


Marek: Kiedy mieszkańcy nadesłali swoje propozycje, urzędnicy wybierali to, co dla mieszkańców będzie najlepsze. Powinno to wyglądać jednak inaczej, bo w pierwszej kolejności do udziału w pracach komisji trzeba zaprosić przedstawicieli mieszkańców, chociażby z rad dzielnic.


W drugiej edycji niewiele jednak się zmieniło.


Marek: Tak. Do wyboru mamy eko-staw, plac zabaw i ciąg dalszy projektu związanego ze ścieżkami rowerowymi. Urzędnicy zastrzegali, że zgłaszane propozycje mają dotyczyć całego miasta, dlaczego więc do drugiego etapu wybrano osiedlowy plac zabaw? Owszem, w porównaniu do innych miast, na budżet obywatelski przeznaczamy małe środki, uważam jednak, że ta kwota mogłaby zostać lepiej spożytkowana.


W takim razie które miasta, Waszym zdaniem, realizują budżet obywatelski najlepiej?


Marek: Za dobry przykład można uznać Tychy czy Dąbrowę Górniczą. Środki z budżetu obywatelskiego są dzielone na kilka rejonów miasta – dzielnice, osiedla, sołectwa według ich powierzchni. Z kolei mieszkańcy są zaproszeni do dyskusji o tym, co w danym obszarze jest potrzebne. Następnie z ich grona tworzone są grupy robocze. Na podstawie tych wizji został stworzony raport, a z niego propozycje do realizacji w ramach budżetu obywatelskiego, na które mieszkańcy mogą głosować. Moim zdaniem to o wiele ciekawsza i bardziej obywatelska realizacja budżetu obywatelskiego.


Paweł: To przykład rozsądnego podejścia do tej kwestii i zaproszenia mieszkańców do współrządzenia. Niestety często nasze władze, mimo najszczerszych chęci, nie wykorzystują wzorców z najbliższej okolicy. Z jednej strony niektórzy nie pokazują, co i jak można zrobić, a z drugiej brakuje po prostu edukacji w tym zakresie wśród osób, które decydują o rozdziale tych środków. Z całym szacunkiem do naszych radnych, bo niektórzy z nich są bardzo kompetentni.


Marek: Pamiętaj jednak, że głos radnych nie jest do końca głosem mieszkańców. Reprezentują nas, ale są też powiązania które ich ograniczają.


Paweł: Dobrze. Zatem może większe przełożenie jest w radach dzielnic, jednak tym z kolei ciężko stworzyć projekt w skali miejskiej.


Marek: Pracuję w Radzie Dzielnicy Osiny już trzeci rok. Każdy z nas chce dobra naszej małej ojczyzny i kiedy np. dzielimy nasz roczny budżet 50 tysięcy złotych nigdy nie dochodzi do sporów. Myślę, że gdyby przełożyć na skalę miasta ta współpraca wyglądałaby podobnie.


Do tego moglibyśmy zaangażować dwie najbardziej liczne grupy mieszkańców – seniorów i młodzież.


Marek: Wrócę do tego, co już powiedziałem – potencjał osób młodych w naszym mieście jest niewykorzystany i niezauważany. Ilu mamy zdolnych mieszkańców, którzy wyjeżdżają na studia i nigdy nie wracają? To całkiem spora grupa. A władze miasta nie robią nic, by ci zdolni żorzanie po studiach wrócili.


Paweł: Frustrujące jest to, że wielu naszych rówieśników, kiedy w końcu wyprowadzi się od rodziców, to i tak nie będzie miało perspektyw w tym mieście. Żory mają małe szanse stać się „sypialnią”, bo sieć publicznej komunikacji z miastami, gdzie ofert pracy jest najwięcej praktycznie nie istnieje. Ciężko to przyznać, ale ludzie z naszego pokolenia w głównej mierze myślą o tym, by wyjechać z Żor do Krakowa, Wrocławia, Warszawy, a także zagranicę. Tam – w wielkim mieście – można znaleźć pracę odpowiadającą ich kwalifikacjom. A charakter naszego regionu mógłby stworzyć z Żor miasto, w którym można mieszkać, a pracować w innych częściach województwa. Mam tu na myśli głównie sprawny dojazd, nie mówiąc o drogach, bo mamy je świetne, ale o transporcie kolejowym. Niestety, miasta regionu nie wyrażają takiej woli, nie planują nic w tym zakresie.


Marek: Kiedy podczas warsztatów tworzenia strategii rozwoju Żor, zapytałem co z przywróceniem i odbudową linii kolejowej „Żory – Katowice”, pani Anna Ujma odpowiedziała mi, że miasto wyraziło chęć podjęcia takich działań. Niestety, minął rok czasu i właściwie nic o tym nie wiemy. Myślę, że w interesie zarówno Żor, Jastrzębia-Zdroju czy Pawłowic jest to, by zalążki tej linii powstały. Przecież środki unijne zabezpieczone w nowej perspektywie będą temu sprzyjać.


Paweł: Dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie stowarzyszenia powiatów postulujących za odbudową połączeń kolejowych. Głos jednej gminy przecież niewiele da, bo nie będzie słyszalny.


Marek: Zwłaszcza, że również żorzanie stracą, gdy w Jastrzębiu skończy się eldorado w branży górniczej. Przecież za kilka lat to może powtórzyć historię Wałbrzycha.


Paweł: Ludzie albo będą wyprowadzać się z miasta, albo będą szukać skutecznych połączeń z ośrodkami, w których pracę znajdą. Niestety, samorządowcom obecnie brakuje perspektywicznego myślenia.


Od środków unijnych uzależniamy też ewentualne nowe inwestycje, jak na przykład rewitalizację Starego Miasta…


Marek: Nasza Starówka to temat zaniedbany od dobrych kilku lat. Ilu przedsiębiorców, którzy wiele lat działali w tym obszarze zamyka albo już zamknęło swój biznes. To bardzo niepokojący trend i nie tak powinno być.


Paweł: To miejsce powinno tętnić życiem. Jego motorem jest właśnie drobna przedsiębiorczość.


Marek: Kiedy jesienią w kinie dyskutowano na temat przyszłości dworca kolejowego – prezydent miał wizję by stworzyć tam kolejną przestrzeń kulturalną. Dlatego pytam: czy to aby nie Rynek powinien być ośrodkiem kultury w mieście? O funkcji dworca nie możemy jednak zapomnieć.


Według wstępnych informacji na pewno w budynku znajdą się kasy, poczekalnia…


Paweł: Widać właśnie tą tendencję, że nie myśli się o transporcie kolejowym.


Marek: Z drugiej strony słyszymy jednak argument, że ten dworzec nie ma szans głównie ze względu na lokalizację. Dziwię się temu, bo 20 lat wcześniej tętnił życiem. Teraz odpowiedni dojazd zapewnić może Bezpłatna Komunikacja Miejska. Przecież to doskonałe narzędzie, jakie władze miasta obecnie mają w ręku.


Paweł: Budynek będzie funkcjonował, jeśli połączenia kolejowe będą. Taka jest prawda, że Stację Kultura czy świetlicę środowiskową możemy zrobić w pierwszej lepszej kamienicy.


Marek: To mi nasuwa temat ładu przestrzennego w naszym mieście, którego tak naprawdę nie ma. Spacerując ostatnio od rynku w kierunku sądu, przez tzw. pola ryżowe, zobaczyłem totalną „samowolkę”… Każdy budynek ma inny kształt, kolor, jest pseudonowoczesny. Przestrzeń nie tworzy tutaj spójnej całości.


Paweł: Wiem, że ciężko oddziaływać na sektor prywatny – inwestorów, ale efekt pozwala nam twierdzić, że brakuje spojrzenia architektonicznego, urbanistycznego na Żory. Szukać nie musimy daleko… co ze sławetnym Pawilonem Ognia? Przecież ta inwestycja stoi w miejscu, które ma być wizytówką Żor. Wyłożono na nią ogromne pieniądze, a pokazuje tylko brak wizji, rozeznania potrzeb, brak konsultacji z mieszkańcami. Dramat.


Marek: Ja z kolei zastanawiam się, jak Muzeum Ognia czy Miasteczko Westernowe mają zachęcić ludzi w naszym wieku, by w Żorach zostali. Owszem, obiekty w dużej mierze skierowane są dla osób z zewnątrz, przyjezdnych, ale ile też razy taki turysta odwiedzi Muzeum Ognia.


Paweł: O ile będzie wiedział, co tam jest, bo póki co nie ma żadnej tablicy informującej o muzeum.


Marek: Możemy teraz wrócić do tematu rynku – te dwie inwestycje to przykład, że tworzymy projekty, które nas od niego odciągają. A właśnie to tętniące życiem Stare Miasto i Park Cegielnia, który rozwija się z roku na rok, powinny być wizytówkami Żor.


Adam: Dlatego warto spojrzeć na inne miasta, na to jak one rozwiązały podobne problemy. Dobrym przykładem jest Cieszyn, gdzie rynek jest w ścisłym centrum i nawet z przypadku można kogoś zainteresować tym, co się na nim dzieje. Mimo, że nie szukamy wcześniej informacji na dany temat, ona sama do nas trafia.


Marek: Dzięki mediom społecznościowym informacja, która trafia do kilku osób, błyskawicznie rozprzestrzenia się w większych kręgach. Takiej grupy docelowej – nas, młodych miasto nie wykorzystuje.


Paweł: Mówisz o przepływie informacji, a przecież polityka informacyjna magistratu pozostawia wiele do życzenia. Oficjalna strona internetowa jest rzadko aktualizowana, ciężko znaleźć też na niej poszukiwane wiadomości. Powinna być natomiast reprezentatywna, nastawiona na mieszkańca. Tymczasem jeśli wpiszemy w Google hasło „Żory”, to w pierwszych kilkudziesięciu wynikach brakuje odnośnika do niej.


Marek: Być może zbytnio teoretyzuję, ale w mojej ocenie brakuje też synergii pomiędzy czterema istotnymi podmiotami w mieście: mieszkańcami, trzecim sektorem, biznesem i urzędem miasta. Gdyby więź między nimi została zbudowana, działoby się to tylko z korzyścią dla miasta, ale i regionu. Oczywiście, jeśli sąsiednie miasta na nas poczekają. Jeśli nie zmienimy spojrzenia na Żory, to za kilka lat będziemy mieć problem.


Adam: W tym momencie dochodzimy do sedna tego naszego pomysłu, by powstało to połączenie, by wzrosła świadomość mieszkańców, że oni też mają wpływ na to, co się dzieje wokół nich. Nie chodzi przecież o to, by sobie ponarzekać w znajomym gronie, ale pokazać, że mamy pomysł, mamy plan.


Paweł: To wszystko z dala od polityki. Należy zmienić sposób myślenia o funkcjonowaniu władzy w mieście – odpolitycznić myślenie o wspólnotach lokalnych, przerzucać też ciężar podejmowanych decyzji na jak najniższy szczebel.


Na początku rozmowy wspomnieliście o celach, jakie sobie stawiacie. Jaki jest zatem jeden z tych najbliższych?


Paweł: To przeprowadzenie cyklu warsztatów dla młodzieży, które pobudzają świadomość społeczną i budzą przekonanie, że mimo wszystko lokalne wspólnoty mają możliwość wpływu na to, co się wokół nich dzieje. Z drugiej strony trzeba stwarzać warunki, by te inicjatywy zostały wysłuchiwane i miała przełożenie na realne efekty. Nie jest problemem wyłożyć 500 tysięcy złotych, ale problemem jest zagospodarować te pieniądze tak, by przyniosły jak najlepszy efekt. Chcemy młodym ludziom przybliżyć zasady funkcjonowania samorządu, pokazać jak funkcjonuje np. budżet obywatelski czy inne inicjatywy, które obecnie działają prężnie i mają pozytywny oddźwięk.


Dziękuję za rozmowę!


Rozmawiała Wioleta Kurzydem


> Zobacz: Taki mamy plan


Adam Brandys – absolwent stosunków międzynarodowych, specjalizacja: stosunki transgraniczne. Obecnie pracuje w Międzynarodowym Porcie Lotniczym w Katowicach-Pyrzowicach.

Marek Skowron – absolwent gospodarki przestrzennej i student ekonomii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Uczestnik wielu konferencji poświęconych zarządzaniu miastem.

Paweł Szulik – student prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~db 2015-02-19
    11:49:07

    12 0

    Kleszczowka juz wziela sprawy w swoje rece. Wystarczy na poczatek pare osob i szczere checi. Jesli kazda dzielnica bedzie dzialac spotykac sie w ramach nie tylko rad dzielnicy to bedzie dobrze. Czesto powtarzany cytat - myslec lokalnie dzialac globalnie jest jak najbardziej na miejscu. Z dzielnic przeniosloby sie to na miasto, pozniej subregion ... ;) Chlopaki co prawda nic nowego nie wymyslili bo o tych planach mowi sie od lat . O odpolitycznieniu dzialan tez , z tym ze powinno sie wiecej dzialac niz tylko mowic. Zycze powodzenia w działaniach . Ja sie pisze na wszelkie pozytywmne zrywy spoleczne

  • ~Arteks 2015-02-19
    13:43:34

    5 0

    Świetni młodzi ludzie z naprawdę mądrymi przemyśleniami! Myślą o wiele mądrzej niż te śmieszne elfy rządzące Żorami, które tworzą zupełnie niepotrzebne i przynoszące straty gadżety, a w ogóle nie myślą perspektywicznie chociażby w kontekście komunikacji, rozwoju budownictwa, przyjazności miasta itd. Przecież dla każdego młodego czy niemobilnego mieszkańca Żor wstydem napawa poziom komunikacji i brak dojazdu cywilizowanymi środkami transportu z/do Katowic... Zaproście kogoś do siebie z Katowic i powiedzcie mu, że jedyny dojazd do Żor to jakiś rozlatujący się, przepełniony busik w którym warunki podróży nie różnią się zbytnio od krajów 3 świata. Dobrze wam życzę ale proponuję w pierwszej kolejności obudzić samorząd Żor i Jastrzębia bo to są dwa najbardziej zaściankowe samorządy w ROW. Rybnik, Rydułtowy, Czerwionka, Racibórz czy Wodzisław myślą o wiele bardziej rozsądnie i perspektywicznie - chociażby jeśli chodzi o komunikację. Przykłady? Chociażby podejście do zbiorkomu - zerknijcie jakie autobusy wożą ludzi w Rybniku, a jakie karawaniki wożą ludzi u was w ramach BKM? Racibórz czy Wodzisław przejmują dworce kolejowe, chcą tworzyć centra przesiadkowe, a Żory chciały do niedawna na dworcu zrobić... mieszkania socjalne. Mieszkańcy Raciborza wywalczyli pociągi do Bohumina. A władze Rybnika więcej pociągów do K-c. Wspólny lobbing miast przyczynił się do modernizacji linii Rybnik-Chałupki z unijnych funduszy
    Myślę, że możecie przedstawić swoje przemyślenia pisemnie do Subregionu Zac

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.