zamknij

Wywiady

W Chinach promuję polską gospodarkę

- Moja firma ma siedzibę w Hong Kongu, gdzie pracuje księgowy, który wszystkim się zajmuje. W Pekinie z kolei mam dwie pracownice – tłumaczki. Współpracuję też z innymi Polakami. To tzw. „sieć ludzi”, z którymi można łatwo i dobrze współpracować, nawet na wakacjach. Dlaczego wróciłam do Polski? Zdecydowanie nie chciałam mieszkać w Chinach, Polska jest w centrum Europy. Nie ma tu korków, widać słońce, a przede wszystkim można tu swobodnie oddychać! A o czyste powietrze w Pekinie bardzo trudno…

– mówi Diana Cichy, żorzanka, właścicielka firmy CICHE International Trade & Investment.



Otworzyła Pani działalność 7 lat temu – w 2009 roku. Tuż po ukończeniu studiów…

- Zaraz po studiach wyjechałam do Chin i po około 1,5 roku pobytu tam postanowiłam otworzyć własny biznes.

Ile lat Pani spędziła w Chinach?

- Około trzy lata później wróciłam do Polski i „dojeżdżałam” do pracy. Teraz na stałe jestem już w Polsce.

Dlaczego w ogóle wybrała Pani Chiny?

- Zawsze chciałam w stronę świata. Pojechałam tam w styczniu 2008 roku, bo chciałam zostać wolontariuszką na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Wcześniej ukończyłam studia w Szkocji na kierunku organizacji imprez i festiwali międzynarodowych. Niestety, do organizacji Olimpiady nie angażowano obcokrajowców. Chwilę później znalazłam jednak lepsze, bo płatne zajęcie. Akurat Microsoft poszukiwał do pracy osoby z językiem polskim. Byłam tam przez rok i w tym czasie mój tata, który jest biznesmenem przedstawiał mi przedsiębiorców zdecydowanych na kontakty biznesowe z Chińczykami. Zobaczyliśmy, że to jest dobry czas na „robienie interesów” z tym krajem. Teraz jest już trochę za późno – wartość juana mocno podskoczyła do góry, taniej jest otwierać fabryki w Malezji czy Wietnamie. To są tańsze, niż Chiny kraje.

Czyli pojechała tam Pani „w ciemno”?

- Zapisana jedynie byłam do szkoły, miałam mieszkać też w internacie. Po trzech miesiącach znalazłam własne mieszkanie, a później zrezygnowałam ze szkoły – znalazłam prywatną nauczycielkę, bo ze względu na pracę nie miałam czasu się uczyć.

Jak Pani poszła nauka języka chińskiego?

- Codziennie, od godz. 8:30 do 12:00 miałam zajęcia języka chińskiego. Na początku byłam bardzo dobrą studentką, bo miałam wolne popołudnia i mogłam się uczyć. Dzięki temu udało mi się opanować przynajmniej podstawy. Język chiński jest bardzo trudny. Dopiero po około 4-5 miesiącach przełamałam się, by zagadywać ludzi na ulicy. Odpowiedzi zaczęłam rozumieć jednak jeszcze później.

A obecnie?

- Nie mam żadnych problemów z tzw. „dogadaniem się”. Często zdarza mi się też słyszeć pochwały od Chińczyków, że np. bardzo dobrze wymawiam słowa. Niestety żałuję tylko, że mój zasób słów nie jest tak duży. Największą zaletą dla mnie jest to, że odbieram telefon z Chin i rozumiem o co chodzi.

Chińczycy po angielsku nie mówią?

- Nie. Dzieci uczą się przede wszystkim rozwiązywać teksty, nie konwersują ze sobą. Po angielsku nie mogłam się porozumieć nawet z taksówkarzami, bo nie rozumieli nawet słowa „airport”. Co ciekawe, nie znają nawet swojego miasta, nie mają GPS-ów, więc codziennie miałam okazje, by ćwiczyć mój „chiński”.

Jak Pani odbiera Chińczyków?

- Jest to tzw. „egzotyka”. Nie mamy żadnych podobieństw kulturowych. Są zupełnie inni niż my. Uwielbiają inne nacje, są niezwykle gościnni dla obcokrajowców.

Nie tęskniła Pani za domem?

- Nie. Bardzo szybko znalazłam tam przyjaciół, zasymilowałam się. Jeśli ktoś tęskni za porozumiewaniem się w języku polskim, może np. wybrać się do polskiej Ambasady, gdzie bardzo często odbywają się różnego rodzaju imprezy. Placówkę, raz na dwa tygodnie, odwiedza również polski ksiądz.

Powiedziała Pani, że „zawsze chciała Pani w stronę świata”, a jednak wróciła do Żor. Udaje się prowadzić biznes w Chinach mieszkając tutaj?

- Oczywiście! Firma ma siedzibę w Hong Kongu, gdzie pracuje mój księgowy, który wszystkim się zajmuje. W Pekinie z kolei mam dwie pracownice – tłumaczki. Współpracuję też z innymi Polakami. To tzw. „sieć ludzi”, z którymi można łatwo i dobrze współpracować, nawet na wakacjach. Dlaczego wróciłam do Polski? Zdecydowanie nie chciałam mieszkać w Chinach, Polska jest w centrum Europy. Nie ma tu korków, widać słońce, a przede wszystkim można tu swobodnie oddychać! A o czyste powietrze w Pekinie bardzo trudno… Najgorzej jest przez chińskim nowym rokiem, gdy temperatura w Pekinie spada do -20 st. C i wszystkie budynki są ogrzewane.

Czym dokładnie zajmuje się Pani firma?

- Skupiłam się na promocji polskich produktów w Chinach – początkowo z branży górniczej, później energetycznej, a teraz konsumpcyjnej – produkty spożywcze. Promuję więc polską gospodarkę. Często wyjeżdżam na misje gospodarcze, w których biorą udział przedstawiciele polskiego biznesu. Tam mają okazję porozmawiać z przedstawicielami chińskiego rządu i chińskimi biznesmenami. Dzięki takim misjom łatwo dostać się naszym mikroprzedsiębiorcom do tych dużych firm chińskich. W tym wszystkim nieoceniony wkład ma też Polska Ambasada, która mocno angażuje się w organizację tych kontaktów.

Często przyjmuje Pani delegacje z Chin?

- Tak. Niedawno gościli np. na targach górniczych w Katowicach. Kiedy przyjeżdżają, również zwiedzają, nie tylko zajmują się sprawami biznesowymi. W grudniu gościłam też dwóch Chińczyków z firmy inwestycyjnej, którzy szukali inspiracji w Polsce.

Chińczycy chętnie na cel swojego biznesu wybierają Polskę?

- Nie do końca. Źle została odebrana absencja premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas otwarcia Olimpiady w Pekinie. Ochłodziły się wtedy relacje między naszymi krajami, a ja np. miałam problem otrzymać wizę. Następnie wizyta prezydenta Komorowskiego przyniosła ocieplenie tych relacji. Ostatnia wizyta naszego prezydenta to wizyta Andrzeja Dudy, który krótko po objęciu urzędu odwiedził Chiny. Ten gest nie uszedł uwadze chińskiej dyplomacji i został bardzo pozytywnie odebrany. Dlatego obecnie jako Polacy jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji, ponieważ Chińczycy mają nakaz inwestowania i współpracy z Polską.

Wspomniała Pani o promocji również produktów spożywczych. Chcą jeść po polsku?

- Tak! Najpierw zaczęli ubierać się jak „ludzie Zachodu”, teraz interesują się też produktami spożywczymi. Na szczęście dla nas – z powodzeniem!

Jakie różnice dostrzega Pani w prowadzeniu biznesu w Chinach i w Polsce?

- Chińczycy w ciągu godziny są w stanie załatwić naprawdę sporo spraw. W Polsce pracuje się znacznie wolniej, ale ogólnie efektywniej. Chińczycy załatwiają również wiele spraw poprzez telefon – przez aplikacje wysyłają dokumenty, przelewy, kupują bilety. U nas to nie jest rozwinięte, my załatwiamy więcej spraw mailowo. Chińczycy cenią bardzo rytuał kulinarny – zabierają swoich kontrahentów na kolację. Spotkanie biznesowe oznacza właśnie wspólny posiłek – obiad, kolację i rozmowę. Najpierw trzeba zostać przyjacielem, a potem dopiero można „robić” interes. Niestety, Polacy często spotykają się z nietrafionymi inwestycjami w Chinach i tracą pieniądze. Dlatego taka firma jak moja ma rację bytu.

Biznes w Chinach to obecnie nie jest jedyne Pani zajęcie, prawda?

- Będąc w Australii zainteresowałam się sprzedażą ekologicznych kosmetyków, które produkowane są w Stanach Zjednoczonych. Wydaje mi się, że wkrótce właśnie trend na eko-kosmetyki rozkwitnie w Polsce. W końcu dopiero niedawno Polacy rozpoczęli się zdrowo odżywiać. Niedawno zostałam także Ambasadorem Przedsiębiorczości Kobiet, a ta organizacja wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych. Będę starać się więc sprostać swojej nowej roli.

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Wioleta Kurzydem


Nasza Rozmówczyni, wraz z rozpoczęciem Chińskiego Nowego Roku (8 lutego), przygotowała dla naszych Czytelników również życzenia i kilka ciekawostek:

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~ 2016-02-13
    13:06:11

    3 0

    Bizneswoman pełną parą i przy tym fajna, normalna babka! Gratulacje Diana :)

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.