Sport i rekreacja
KS Żory: pogrom, chociaż zaczęło się idealnie
Zajmująca 5. miejsce w tabeli Unia Kosztowy pokazała tego dnia swoją wyższość. Górowała w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, ale przede wszystkim lepiej wyglądała pod względem szybkościowym.
Zobacz także
- To bardzo dobry przeciwnik. Widać w tabeli gdzie oni są, a gdzie my. Mówiłem chłopakom, że nie będzie łatwo – stwierdził po meczu trener żorzan Marcin Lewandowski. I faktycznie łatwo nie było. Tym bardziej, że dla żorskiego KS-u był to trzeci mecz w ciągu 7 dni.
ZABRKAŁO SIŁ
Ofensywni piłkarze wygrywali mało indywidualnych pojedynków i zbyt rzadko wychodzili na czyste pozycje. W konsekwencji druga linia, którą w pierwszej połowie tworzyli Marcin Lewandowski – Dariusz Samek, miała tego dnia utrudnione zadanie. Tylko raz po podaniu z głębi pola Rybak uciekł obrońcom, ale kiedy dopadł do piłki strzelał już z niemal zerowego kąta.
Ofensywa była mało ruchliwa, a w destrukcji zespół zachowywał się dosyć biernie, pozwalając rywalom na liczne dośrodkowania we własne pole karne.
Goście jeszcze do przerwy strzelili dwa gole w odstępie 4 minut. Najpierw, w 34 minucie, lewoskrzydłowy Unii skupił na sobie dwóch żorskich zawodników po czym dośrodkował w pole karne. Tam na długim słupku piłkę głową skontrował Adrian Kowalski i pięknym strzałem umieścił ją w siatce. Było 1-1.
Chwilę potem przyjezdni mogli wyjść na prowadzenie po błędzie Janusza Wrześniaka. Obrońca KS-u źle obliczył lot piłki, w efekcie czego, napastnik Unii stanął oko w oko z Danielem Palarczykiem. Nasz bramkarz nie dał się jednak pokonać. Palarczyk, był natomiast bezradny w 38 minucie. Przy biernej postawie obrony, piłę na wprost bramki dostał Robert Wlazło. Najskuteczniejszy napastnik Unii takiej sytuacji nie mógł zmarnować. 1-2.
Wyśmienitą szansę na wyrównanie żorzanie mieli tuż przed przerwą. Po dośrodkowaniu z prawej strony Karola Pitloka, Dariusz Samek przeniósł piłkę minimalnie nad poprzeczką.
PECH
Sytuację dodatkowo skomplikował fakt, że w przerwie trener żorzan dokonał dwóch wymuszonych zmian. Z powodu kontuzji boisko opuścili Rybak i Wrześniak. W miejsce tego pierwszego na placu gry zameldował się Michał Adamczyk. Pomocnik KS-u tym razem zaczął mecz na ławce, a w drugiej połowie zagrał w linii napadu.
- Chciałem spróbować Michała dzisiaj w ataku. Jest to techniczny zawodnik, miał brać grę na siebie, spróbować wywalczyć jakiś stały fragment gry. Ale szczerze mówiąc średnio zagrał – powiedział po meczu Marcin Lewandowski.
Adamczyk mógł wejść w mecz idealnie. Asystę zaliczyłby już w 52 minucie gdyby jego dośrodkowanie ze skraju pola karnego na gola zamienił Mateusz Gajek. Niestety, lewoskrzydłowy, będąc w dosyć niekomfortowej sytuacji, trafił tylko w boczną siatkę.
Ta akcja pozwoliła przez moment uwierzyć, że losy meczu mogą się jeszcze odwrócić. Gospodarze chcieli pójść za ciosem, przenieść ciężar gry na połowę Unii i ustawili wyżej linię obronną. Niestety, już w 55 minucie zostali skarceni. Nieudana pułapka ofsajdowa i goście w dwójkę ruszyli w kierunku bramki Palarczyka. Bramkarz KS-u ratował się faulem, sędzia wskazał na „wapno”, a Dariusz Kogut nie miał problemu by umieścić piłkę w siatce. 1-3.
Na początku drugiej połowy gospodarzom brakowało cierpliwości. Chcieli zbyt szybko odrobić straty, prowokując kolejne kontrataki. Z upływem czasu przewaga gości rosła. Robert Wlazło podwyższył na 1-4 w 65 minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, w podbramkowym zamieszaniu snajper Unii zachował najwięcej zimnej krwi i umieścił piłkę w siatce.
PARADY BRAMKARZA
Wlazło próbował powiększyć swój bramkowy dorobek, ale im było bliżej końca meczu, tym więcej pola do popisu miał też Palarczyk. Bramkarz KS-u kilkukrotnie bronił w fantastyczny sposób, wzbudzając aplauz na trybunach.
Tak było w 70 minucie kiedy w tylko sobie znany sposób, jedną ręką obronił strzał z 7 metrów. Tuż przed końcowym gwizdkiem, Palarczyk dwa razy zwycięsko wyszedł jeszcze z pojedynków „jeden na jednego”.
Gorąco pod bramką Unii było natomiast po akcjach Adamczyka. Najpierw, będąc w polu karnym, opanował piłkę zagraną przez Arkadiusza Żurkowskiego, po czym strzelił, ale bardzo niecelnie. Nieco później blondwłosy piłkarz KS-u znowu spudłował. Po szybkiej, mogącej się podobać wymianie z Pytlakiem, Adamczyk kolejny raz przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Ostatecznie żorski zespół zasłużenie przegrał i kolejnych punktów będzie musiał poszukać za tydzień, w wyjazdowym meczu z Pogonią Imielin. Po spotkaniu z Unią opiekun KS-u, Marcin Lewandowski podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami i przyznał, że zespół odczuwał trudy środowego meczu z liderem tabeli Krupińskim Suszec.
KS Żory | Unia Kosztowy | 1-4 | (1-2) |
Rybak 2` | Kowalski 34` | ||
Wlazło 38` , 65` | |||
Kogut 55` |
Marcin Lewandowski (trener KS Żory): Środowy mecz z Krupińskim (przegrany 1-2 przyp. red.) kosztował nas dużo sił. Dzisiaj nie było praktycznie składnych akcji i zaangażowania. Mieliśmy też niełatwą sytuację bo dwóch zawodników musiało zejść w trakcie gry z powodu kontuzji. Na ławce mieliśmy jeszcze dwóch juniorów, ale oni walczą dzień później o Śląską Ligę Juniorów. Tam ich jest tylko dwunastu, więc musiałem dzisiaj te dwójkę oszczędzać. Gdyby dzisiaj weszli nie zagraliby w swoich rozgrywkach. Dlatego nie chciałem robić większej ilości zmian. Natomiast z tych, które zrobiłem nie jestem zadowolony. W takim składzie jak my jesteśmy, te trzy mecze w tygodniu dały nam ostro popalić. Mamy swoje wewnętrzne problemy, ale musimy je zostawić w szatni. Budujemy dopiero zespół. Taki jest sport trzeba umieć też przegrać.
Zobacz także
Komentarze (1):
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Najczęściej czytane
Najwyżej oceniane
Najczęściej komentowane
Alert tuZory.pl
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuZory.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert
~adammaciek 2013-05-06
08:10:14
Kontuzje:P zrobiło się ciepło i spieszyli się na grilla:) nie macie sił i ikażdy gra dla siebie bez pomysłu hehheheehheheh