zamknij

Wywiady

Architekt wnętrz musi być dobrym negocjatorem czy psychologiem

- Mąż chce coś innego, a żona też myśli o innych rozwiązaniach. Zdarza się, że mąż często tą żonę ucisza mówiąc, że to ja sama jako architekt wnętrz muszę im powiedzieć, czego oni tak naprawdę chcą. To wszystko działa jednak inaczej – ja sama muszę zebrać od nich jak najwięcej wiadomości, by wszystko dobrze ułożyć i później przedstawić w spójnej kompozycji. Większość ludzi niby wie, co chce, jednak kiedy udaje się do sklepu i widzi ogromny wybór produktów, boi się, że to wszystko nie będzie później jednak do siebie pasować

– o pracy architekta wnętrz opowiada Elżbieta Rogalska, właścicielka pracowni „Rogalska Design”.


Firma działa już czwarty rok, a powstała dzięki pasji, którą Pani w sobie odkryła i… dotacji z Powiatowego Urzędu Pracy.

- Działalność rozpoczęłam w 2010 roku, choć pasję do architektury miałam już w sobie wcześniej. Zawsze lubiłam przeglądać magazyny branżowe, programy tematyczne, nawet przez pewien czas uczęszczałam na zajęcia z rysunku. Później obrałam inny kierunek studiów, a do pomysłu wróciłam będąc już mamą. Kiedy bowiem szłam na spacer z moją wówczas roczną córką Hanią, przechodziłam obok jednej z żorskich szkół policealnych i wstąpiłam na kawę do koleżanki, która w niej pracowała. Gdy przyszedł petent, moja znajoma wymieniła mu kierunki, które są wykładane w szkole i w momencie, gdy padł „Dekorator wnętrz” pomyślałam, że to dla mnie. Miałam już wyższe wykształcenie, więc było to dla mnie idealnym dopełnieniem. Dwuletnią szkołę udało mi się również pogodzić z życiem rodzinnym, bo będąc już w ciąży z drugim dzieckiem – synem Piotrkiem, obroniłam dyplom. Czas na urlopie wychowawczym był dla mnie czasem, w którym swoje pierwsze kroki stawiałam urządzając domy rodziny, znajomych. Pojawiały się też pierwsze umowy-zlecenia. Sama zaczęłam później wykładać jeden z przedmiotów dla młodszych roczników. Kiedy syn rósł, korzystałam też z kursów organizowanych przez urząd pracy i przygotowywałam swój wniosek o dotację na założenie działalności gospodarczej, który złożyłam, jak tylko skończył się urlop wychowawczy i zrezygnowałam z poprzedniego zajęcia.

Otwierając firmę była Pani jedynym architektem wnętrz w Żorach?

- Nie. Jeśli dobrze pamiętam, to nawet nie zdążyłam powiesić reklamy, a w odległości kilkudziesięciu metrów otworzyła się konkurencja. Długo jednak biuro nie istniało.

A teraz?

- Z tego co wiem jest nas około 4-5 osób. Nie wchodzimy sobie w drogę, wręcz przeciwnie – kolegujemy się. Nikt z nas nie odczuwa tego, że ma konkurencję.

Ludzie coraz częściej myślą o skorzystaniu z usług profesjonalisty?

- Zdecydowanie świadomość społeczeństwa wzrosła. Coraz więcej klientów wie już, że choć płaci teraz, to oszczędza później. Najpierw nerwy – na etapie budowy nie są aż tak zszargane, czyli klienci wiedzą już co, gdzie i jak będzie wykonane, o czym trzeba pamiętać. Później oszczędzają finansowo np. unikając niepotrzebnych przeróbek instalacji elektrycznych czy wod.-kan.

Kiedy, myśląc o budowie domu, warto się zgłosić do takiej firmy, jaką Pani prowadzi?

- Im szybciej, tym lepiej. Już kilka razy zdarzyło mi się, że przyszły do mnie osoby, które nie miały jeszcze projektu domu, a już miały wyobrażenia o jego wnętrzu. Wtedy układaliśmy wspólnie wnętrza, a dopiero potem powstała bryła – projekt budynku. Trafiają też do mnie klienci, którzy choć rozpoczęli budowę domu, to chcą jeszcze zmienić jego środek i udaje nam się wprowadzić korekty jeszcze przed zamknięciem stanu surowego.

W jakim domu ludzie najczęściej chcą mieszkać?

- Wśród moich klientów dominują osoby lubiące wnętrza nowoczesne. W mojej ocenie bowiem osoby, które preferują styl rustykalny, czują ten „smak” i nie potrzebują pomocy. Aczkolwiek zdarza się, że proszą o poradę przy połączeniu klasyki z różnymi nowoczesnymi gadżetami.

W takim razie architekt wnętrz to negocjator…

- …i psycholog. Mąż chce coś innego, a żona też myśli o innych rozwiązaniach. Zdarza się, że mąż często tą żonę ucisza mówiąc, że to ja jako architekt wnętrz sama muszę im powiedzieć, czego oni tak naprawdę chcą. To wszystko działa jednak inaczej – ja sama muszę zebrać od nich jak najwięcej wiadomości, by wszystko dobrze ułożyć i później przedstawić w spójnej kompozycji. Większość ludzi niby wie, co chce, jednak kiedy udaje się do sklepu i widzi ogromny wybór produktów, boi się, że to wszystko nie będzie później jednak do siebie pasować.

Jak wygląda praca z klientem?

- Najpierw spotykamy się albo na budowie, albo w biurze bazując na projektach. Prowadzę wywiad, wypytując o oczekiwania. Sonduję też ich gust i upodobania co do stylu wnętrz. Proszę też o określenie przedziału cenowego produktów, jakie miałyby zostać wykorzystane. Następnie przystępuję do wykonania pełnej wizualizacji lub koncepcji na rzucie 2D. Wtedy wspólnie pracujemy na tych projektach. Jeśli mamy już wersję ostateczną, ja przygotowuję techniczne wytyczne dla wykonawców. Później jeździmy do sklepów, gdzie pokazuję, co może się sprawdzić w danym projekcie. Jeśli nie ma takiej możliwości, przygotowuję klientom informacje bazując na sklepach internetowych.

Zaczynała Pani od drobnych zleceń, stopniowo rozwijając skrzydła. To siła dobrych referencji?

- Faktycznie, tak było. Wcześniej zdarzały się poważne projekty, choć realizowałam je dla osób, którym już kiedyś coś przygotowałam. 95-98% moich klientów to są osoby „z polecenia”. Okazuje się potem, że urządzam wnętrza dla całych rodzin (śmiech). Są też klienci, którzy wracają co 2-3 lata, by wyposażać wnętrza kolejnych pomieszczeń. Choć teraz coraz częściej otrzymuję też telefony z terenu całego województwa śląskiego. Niedawno zaproponowano mi przystąpienie do konkursu na urządzenie wnętrz limitowanej serii wagonów kolejowych INTERCITY.

Które projekty okazały się wyzwaniem lub najbardziej zapadły w pamięć?

- Ośrodek wypoczynkowy nad polskim Bałtykiem (Sarbinowo). Przygotowywałam też stoisko na targi w Amsterdamie, a nawet zaprojektowałam nagrobek. Kamieniarzowi tak spodobał się mój projekt, że zaproponował współpracę. Niestety, ze względu na permanentny brak czasu nie kontynuowałam jej. Ponadto zdarzały mi się projekty elewacji budynków, torebek reklamowych, biura zarządów czy centrum sportowe, restauracje, salony kosmetyczne. Najczęściej jednak projektuję wnętrza domów prywatnych.

A jak wykonawcy reagują na kobietę na budowie?

- Nieskromnie powiem, że nie zdarzyły mi się żadne konflikty z firmami. Nie lubię się kłócić, ponieważ szanuję każdą osobę i wierzę w to, że każdy jest fachowcem w swojej dziedzinie. Dogadujemy się, wypracowujemy wspólne stanowisko. Mam też wiele firm, z którymi już często się spotykam. Bardzo cenię sobie też to, że dzięki firmom, z którymi współpracuję mogę uczestniczyć w krajowych lub zagranicznych szkoleniach branżowych.

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Wioleta Kurzydem

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.