zamknij

Wywiady

Mówią nam: nie pasujecie do A-klasy

- Nie mogliśmy się skupić tylko na tym, żeby trener miał wysoką pensję, bo z innymi opłatami byłyby kłopoty. Było nam szkoda zrezygnować, ale trener Zadylak był zdecydowany

- mówi, urzędujący od 8 lipca, prezes KS-u Żory, Jarosław Gabrowski.

Jesteście liderem A-klasy po rundzie jesiennej. Jest satysfakcja?

- Na pewno. Jesteśmy liderem, ale cały czas pamiętamy, że jest kilka zespołów, które do końca będą się liczyć. Mieliśmy też słabsze mecze, jednak teraz na półmetku zaczynamy potwierdzać, że naszym celem jest powrót do klasy okręgowej i zagoszczenie tam dłużej niż jeden sezon.

Sporo się ostatnio w klubie zmieniło…

- Zmienił się trener. Zdecydowały wymagania finansowe poprzedniego trenera. Pamiętamy jednak, że trener Zadylak włożył dużo pracy tutaj w zespół i na pewno teraz to procentuje. Zaszły tez zmiany w zarządzie. Osoby, które realnie działają w klubie to wiceprezes i prezes. Są jeszcze dwie osoby, członkowie zarządu, ale to osoby, które mniej się angażują. Trudno powiedzieć, jaka będzie ich przyszłość.

Z klubu odszedł też Rafał Obara, który przez wiele lat działał w zarządzie.

- Rafał oficjalnie zrezygnował. Stwierdził, że nie widzi perspektyw, postawa zawodników nie nastraja optymizmem, a w klubie brakuje dyscypliny.

Problemy wychowawcze z niektórymi zawodnikami to fakt, czy mit?

- Tak, istnieją - nie zaprzeczam. Ale w przeciągu ostatnich dwóch tygodni wydaje się, że sytuacja jest już pod kontrolą zarządu. Zawodnicy zaczynają rozumieć, że trzeba patrzeć na stronę sportową. Nie przychodzi się tu po to, żeby tracić czas i stwarzać sobie problemy. Mamy jakieś cele, chcemy postawić na wyniki. Wtedy satysfakcja będzie również u zawodników.

Rafał Rybak wraca do zespołu?

- Z Rafałem mieliśmy problemy i mamy, chociaż ostatnio znowu sytuacja jest taka, że sam zaczyna rozumieć swoje błędy. Nie wiem czy te problemy z dyscypliną, nie biorą się z pobytu w IV lidze, po spadku do klasy okręgowej. Przyszli młodsi zawodnicy do seniorów. Nie było zawodników starszych, zdecydowanych, którzy wprowadzili dyscyplinę, zapanowaliby nad resztą zespołu. Być może to jest też powód tego, że Ci młodzi zawodnicy wykazywali brak zaangażowania, co wpłynęło na spadek.

Sezon w IV lidze zaszkodził klubowi?

- Być może za szybko ta IV liga była. Z tego co się orientuję, pieniążków nie był za mało. Bywałem wtedy sporadycznie na meczach, ale może taką hipotezę trzeba postawić, że nie było tu wtedy zespołu na IV ligę. Słyszałem też opinię, że zbyt dużo zawodników zostało tu sprowadzonych, a za mało było powiązanych z Żorami. I zbyt duże profity płaciło się tym zawodnikom. Kiedy sytuacja się pogorszyła, Ci zawodnicy po prostu odeszli. Być może zabrakło osoby, która nawet w przypadku spadku byłaby w stanie ich przekonać do pozostania w klubie. Ludzie w klubie stracili kontrolę nad drużyną. Groził wtedy upadek KS-u. Pan Rolka, Kipka, Obara, byli wtedy jedynymi osobami na których mógł się klub oprzeć, ale wydaje mi się, że w większości się nie sprawdzili.

Ciężko było coś ugrać w poprzednim sezonie, kiedy często na treningu nie było nawet 10 ludzi. Bywały mecze, że trudno było o rezerwowych. Jak jest teraz?

- Teraz regularnie na treningach jest 20, 25 nawet zawodników. Rzadko zdarza się, żeby na treningu było 15 zawodników. Mamy skład wyrównany, dublerów na kilku pozycjach. Trzon zespołu się ustabilizował, ale mimo wszystko w Żorach brakuje dwóch, trzech zawodników, którzy byliby reżyserami gry. Chodzi o takich zawodników, którzy w środku nadawaliby ton grze i mieliby siły na 90 minut.

Często trudno nakłonić zawodników do gry w tych niższych ligach. Ma Pan na to jakiś sposób?

- Na pewno pomóc może moja osoba, bo grałem w latach 80-tych i 90-tych. Część zawodników mnie znała, część nie, ale teraz przekonała się już, że byłem i jestem związany z futbolem. Troszeczkę znam się na piłce, mam ambicję i chcę coś osiągnąć. Druga sprawa jest taka, że przyjście do Żor trenera Zadylaka na pewno wpłynęło na zawodników. Zadylak to osoba z przeszłością w ekstraklasie. Na pewno zawodnicy czytają Internet. Osoba trenera zwarła grupę w letnim okresie. Poza tym graliśmy sparingi z mocnymi zespołami, takimi jak Krupiński Suszec, gdzie minimalnie przegraliśmy 2-3. To scementowało zespół i było taką wewnętrzną zapowiedzią, że walczymy o awans. Na Żory dzisiaj mobilizują się wszyscy podwójnie, niektórzy mówią – wy nie pasujecie do A-klasy, musicie awansować.

Kto tak mówi?

- Prezesi, trenerzy innych drużyn. Dziwią się, że mamy tak małą liczbę punktów. Uważają, że powinniśmy zdecydowanie odskoczyć od reszty stawki. Ale nie da się ukryć, że nawet pomijając te początki, zdarzyły nam się dwa, trzy słabsze mecze. Najsłabiej zagraliśmy z Orzepowicami u siebie. Pamiętam, że trener Zadylak był wtedy podłamany tym meczem. Mimo tego, jest tendencja zwyżkowa jeśli chodzi o grę zespołu.

Spodziewał się Pan więcej po trenerze Zadylaku?

- Oceniam go dobrze. Na pewno zebrał grupę zawodników, którzy wiedzieli czego chcą. Zajęcia były zdecydowanie inne niż u poprzedników, a to wszystko skutkowało większą frekwencją na treningach. Trener zrobił bardzo dużo.

Jest Pan blisko zespołu. Gdyby Pan miał porównać treningi jakie prowadzi trener Zadylak, z tymi organizowanymi przez trenera Zmarłzego? Jest różnica?

- To jest kontynuacja tego, co robił trener Zadylak. Na razie za krótko jest trener Zmarzły, żeby ocenić jego warsztat. Jest to trener młody, z ambicjami, ale treningi wydają się teraz podobne.

Jak wyglądało odejście trenera Zadylaka? Rozumiem, że od początku pracy miał umowę z wpisanym wynagrodzeniem, więc dlaczego potem uznaliście, że jest za drogi?

- Od początku kwota była wysoka, ale umówiliśmy się tak, że dopóki będziemy w stanie to będziemy ją wypłacać. Nadzieje dawały nam osoby, które początkowo napawały nas optymizmem - twierdziły, że nas wspomogą. Niestety do tej pory te osoby się nie ujawniły. Dlatego musieliśmy część pieniędzy przeznaczyć na zabezpieczenie sytuacji w klubie – nie mogliśmy tylko skupić się na tym, żeby trener miał wysoką pensję, bo z innymi opłatami byłyby kłopoty. Było nam szkoda zrezygnować, ale trener Zadylak był zdecydowany - chciał to, na co się umówił. Nie przewidział takiej sytuacji, że będzie miał ostatni okres miesiąca i będzie musiał obniżyć swoje wymagania.

Mówił Pan też, że A-klasa to nie szczyt ambicji trenera Zadylaka…

- Tak, wcześniej trener nie chciał się dać przekonać do trenowania A-klasy. Być może to jest przyczyną tego, że nie pobył tutaj za długo. Ostateczne się zgodził, wierzył że w tak dużym mieście jak Żory powinna być co najmniej okręgówka. Warunki finansowe naprawdę miał u nas dobre, takich warunków nie mają nawet trenerzy w IV lidze.

Trener Zadylak nie spodziewał się chyba, że w takim mieście, będą garstki na trybunach…

- Jest to przykre. Nie ma zainteresowania piłka nożną w Żorach. Ja już jako zawodnik w latach 80-tych to zauważyłem i rzeczywiście nigdy nie było tutaj klimatu do piłki. Generalnie dzisiaj mało osób jest zainteresowanych piłką nożna w wydaniu ligowym. Nawet w klubach IV-ligowych. Teraz do tego dochodzi jeszcze telewizja, transmisje.

Jaka jest Pana diagnoza tej sytuacji w Żorach?

- KS Żory jest jednosekcyjnym klubem – są tylko dwie drużyny seniorów i juniorów. Nie ma młodzieży, nie ma zaplecza. To jest następny temat z którym musimy się zmierzyć. Musimy zwrócić się w kierunku MKS-u i wspólnie zrobić to pod jednym szyldem. MKS ma 14, 15 drużyn młodzieżowych więc jest to świetna sprawa. Nie możemy powtarzać błędów przeszłości. Pamiętam, że kiedy tu była IV liga to wielu młodych, żorskich zawodników narzekało, że nie ma dla nich miejsca. Uważam, że wtedy powinno stworzyć się drużynę rezerwową. Podobno, trener Sobala miał grupę swoich zawodników. Zdecydowanie postawił na wynik, a nie na długofalową pracę. Ci młodzi zawodnicy porozchodzili się do innych klubów.

Dlaczego w mniejszych miejscowościach łatwiej zapełnić trybuny?

- Tam ludzie się bardziej interesują piłką lokalną i być może granie w takim klubie jest dla zawodnika większym prestiżem. Tam się wszyscy znają. Tak samo drobny sponsor - może ma więcej korzyści z zaangażowania się w takich miejscach – może nie osiągnie wielkiego wyniku sportowego, ale jest bardziej szanowany i rozpoznawany. Kibice spotykają się tam w niedziele, po południu – dla nich to jest taka swoista „msza święta”, rytuał.

Wspomniał Pan o MKS-ie Żory. Szukacie porozumienia?

- Tak, przy okazji chcę pochwalić trenerów MKS-u. Oni pracują też w szkole i zbytnio nie kosztują. Maja satysfakcję z pracy z młodzieżą, mają wyniki. Uważam, że już ponad 3-letnia praca w MKS-ie w połączeniu z piłką seniorską może zaprocentować.

Na jakim etapie są rozmowy z MKS-em?

- Jesteśmy na dobrej drodze do połączenia klubów. To są nieoficjalne rozmowy, ale wiem, że zarząd MKS-u jest zadowolony z tych osób, które teraz rządzą w KS-ie Żory. Z poprzednim zarządem źle im się współpracowało, jeśli w ogóle można było mówić wtedy o współpracy.

Niektórzy ludzie chcieliby powrotu do nazwy GKS. Co Pan o tym sądzi?

- Nie zastanawiałem się nad tym. Uważam, że nazwa jest oryginalna – Klub Sportowy Żory – nie dzieli. Co prawda słyszałem głosy, że nazwę trzeba zmienić, że działa negatywnie, ale propozycja zmiany padnie być może jeśli dojdzie do konkretnych rozmów z MKS-em. Myślę też, że złe byłoby umieszczanie sponsora firmy w nazwie klubu.

Są zapytania o zawodników KS-u Żory z wyższych lig?

- Jest zainteresowanie kilkoma zawodnikami, nawet są zapytania z III ligi. Z jednej strony jesteśmy zadowoleni, a z drugiej strony wiadomo – lepiej gdyby Ci wyróżniający się zawodnicy mogli zostać u nas. Nazwisk zdradzić nie mogę.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu takiego klubu jak KS Żory?

- Najtrudniej jest dopasować ilość i godziny treningów – tak żeby była frekwencja na zajęciach. Jeśli nie będzie frekwencji, nie będzie wyników. Młodzi muszą być w cyklu treningowym, a starsi zawodnicy często uważają, że trening jest im już niepotrzebny. Mieliśmy, czy mamy tu bramkarza, który powiedział, że bez treningu jest w stanie grać. To jest niemądre.

Zawodnicy albo pracują, albo się uczą…

- No właśnie, baza treningowa w Żorach jest na dobrym poziomie, ale nie zawsze godziny dostępności nam odpowiadają. Na boisku przy ul. Wolności nie ma światła. Orlik na osiedlu Pawlikowskiego jest często zajęty. Na szczęście, dyrekcja jest zdecydowanie bardziej otwarta po zmianie zarządu. Starają się nam wychodzić naprzeciw. Z siłownią czy z basenem problemów nie mamy.

Powiedział mi Pan niedawno, że u Was zawodnicy nie grają za frytki. Na finanse nie mają prawa narzekać?

- Z nieoficjalnych informacji wiem, że w innych klubach zawodnicy nie mają nic – u nas mają skromne premie za mecze. Premiujemy tylko wtedy, kiedy drużyna jest w pierwszej „czwórce” w tabeli. Z wypłatami jesteśmy na bieżąco. Dofinansowujemy też zawodnikom sprzęt, np. buty piłkarskie. Mamy dotacje z Urzędu Miasta. Nie narzekamy.

Dzisiaj odbył Pan też rozmowę z potencjalnym sponsorem.

- Tak, firma Tedex jest zainteresowana pomocą. Rozmowy są zaawansowane. Chodzi nie tylko o pomoc finansową. Osoba, która kieruje filią Tedexu w Żorach, prawdopodobnie będzie w zarządzie klubu. Cieszę się, bo brakuje osób, które pomogłyby w kierowaniu klubem.

Macie jakieś plany długofalowe?

- Minimum to jest regularnie czołówka ligi okręgowej. Jeżeli się pojawią większe środki, to będziemy próbowali awansować do IV ligi. Chodzi mi przede wszystkim o małych sponsorów, liczę że tacy się znajdą. Na razie koncentrujemy się na awansie do ligi okręgowej. Tam chcemy pograć 2, 3 lata. Tak żebyśmy mieli zespół. Zespół oparty na zawodnikach z Żor i okolic.

Nie myślał Pan o powrocie do trenowania?

- Mam papiery trenerskie, trenowałem w latach 90-tych IV-ligowy Górnik Boguszowice. Ale obecnie jest sporo pracy w klubie. Uważam, że łączenie kilku funkcji nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Powinienem być działaczem i skupiać się na kierowaniu klubem i przyciąganiu sponsorów.

Skąd Pan czerpie motywację do pracy w klubie? Wiadomo, że profitów to nie przynosi.

- Prezes i zarząd klubu pracują społecznie. Nikt tutaj żadnych korzyści finansowych miał nie będzie. Dlaczego się zdecydowałem na bycie prezesem? Wcześniej grałem w piłkę i uznałem, że jeśli moja kariera zawodnicza się skończyła w III lidze i miałem ponad 20 lat, postanowiłem zawiesić buty na kołku. Nie chciałem, tak jak inni, mieć ponad 30 lat i grać na emeryturze piłkarskiej w okręgówce. Cały czas byłem wokół piłki. Prowadzę napięty harmonogram dnia, a piłka jest dla mnie odskocznią. Zdarza się nawet, że wychodzę z zawodnikami na trening. Czuję się młody i chciałbym coś jeszcze tutaj dobrego zrobić. Gdybyśmy teraz nie awansowali, gdyby klub upadł – odbudowanie drużyny mogłoby zająć nawet 10 lat. Dlatego się zaangażowałem. Uważamy, że jeżeli teraz odpuścimy, to w Żorach długo może nie być piłki na poziomie IV-ligowym.

Pana marzenie jako prezesa?

- III liga. Pierwszy zespół w III lidze, a drugi w A-klasie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Mateusz Kornas

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~kibic 2013-11-14
    20:26:54

    0 1

    ...

  • ~kibic 2013-11-14
    20:58:26

    6 0

    Panie Prezesie dlaczego nie podaje Pan prawdziwego powodu rozwiązania a raczej wyrzucenie trenera Zadylaka z KS-u. Mówi Pan o względach finansowych to jakiś absurd, wszyscy wiemy,, ze zwolnił Pan trenera bo nie podobało się Panu jego zżycie z drużyną, trener stał po stronie zawodników a nie był Pana marionetką, jak obecny trener Zmarzły. Trenera Zadylaka nie zwolnił Zarząd tylko Pan. To Pana decyzje zmusiły do rezygnacji Obare i Grabca. Robi Pan z KS-u prywatny folwark w którym chce być Pan prezesem, skarbnikiem, kierownikiem i trenerem.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.