zamknij

Wywiady

Po prostu muzyka jest obecna w moim życiu

- Cieszyło mnie to, że kiedy jadę do klubu, gram spontanicznie. Nie miałam przygotowanych utworów z płyty, tylko mogłam improwizować. Słyszałam co grał DJ i wzbogacałam tą muzykę o skrzypce. Pozytywne reakcje ludzi były dla mnie najważniejsze. Co ciekawe, kiedy nawet teraz gram w klubie, mimo że nie mam nagranej płyty, to klubowicze mnie kojarzą. Ta relacja jest dla mnie zdecydowanie ważniejsza

– mówi Karolina Pociask, skrzypaczka znana szerzej jako Kolina.

Skrzypce to była Pani pierwsza miłość?

- Chyba tak. W wieku 8 lat rozpoczęłam naukę w szkole muzycznej, a trafiłam tam z powodu zazdrości sąsiedzkiej (śmiech). Kiedy zobaczyłam, że moja starsza sąsiadka uczy się grać na wiolonczeli, powiedziałam tacie, że ja też tak chcę. Podczas przesłuchań do szkoły muzycznej, ówczesna pani dyrektor Jadwiga Barańska powiedziała, że może odpowiednie będą dla mnie skrzypce. I tak do dzisiaj są obecne w moim domu.

To była żorska szkoła muzyczna?

- Ukończyłam szkołę pierwszego stopnia, następny etap przerwałam. To był okres buntu w moim życiu – miałam wtedy inne priorytety (śmiech). Aczkolwiek zamiłowanie do grania tego, co mi się podoba, a nie tego, co jest nakazane przez szkołę zostało mi do dzisiaj. Lubię grać przy okazji różnych imprez, na jakie jestem zapraszana. W klubach również często improwizuję. Muzyka po prostu jest obecna w moim życiu. Starsza córka wydaje się, że też chce pójść w moje ślady, ale póki co bawimy się z muzyką.

Kiedy narodził się ten pomysł, by wrócić do grania po latach buntu?

- Kiedy byłam na pierwszych imprezach w klubach zauważyłam saksofonistę, który łączył dwa różne gatunki muzyki. Stwierdziłam, że może spróbuję pójść jego śladem, bo choć co prawda szkołę rzuciłam, to jednak potrafiłam grać, a ze słuchu wychodziło mi to najlepiej. Kupiłam więc mikrofon i rozpoczęłam próby z DJ-em z Żor. Tutaj też – w Klubie Ambasada odbyły się moje pierwsze występy, później grałam w Katowicach, Krakowie. W tym czasie nawet nie miałam ukończonych 18 lat.

Jak się to rozwinęło?

- Kiedy zdobyłam pełnoletniość, ruszyłam w Polskę. Dlatego trochę zabawne jest dla mnie udzielanie wywiadu po tylu latach, w momencie kiedy myślę o przejściu na artystyczną emeryturę. Kilka lat temu skrzypków grających do elektronicznej muzyki nie było wielu, dzięki czemu byłam rozchwytywana. Co tydzień – od czwartku do niedzieli – występowałam w różnych miejscach naszego kraju. Jednak od czasu, kiedy założyłam rodzinę, moje występy traktuję już jako dodatkowe zajęcie, a nie sposób na życie.

Była też Pani obecna na wielkich imprezach…

- Sensation White z Angelo Mike’iem na Hali Ludowej we Wrocławiu w 2006 roku. Przed tyloma tysiącami ludzi nogi mi drżały. Później zagrałam też na Festiwalu Sunrise w Kołobrzegu. To były niezapomniane chwile.

A pojawiła się kiedyś myśl, by wejść na profesjonalną ścieżkę muzyczną?

- Pamiętam, że jako 17-latka w jednym z wywiadów powiedziałam, iż najbardziej byłabym zadowolona z fajnego męża i dzieci, a grać chciałabym z pasji. Tak też się stało. Nigdy nie miałam przygotowanej oferty, nie poświęciłam całkowicie swojego życia graniu, ale tego nie żałuję. Mojej karierze pomogła tzw. poczta pantoflowa, dzięki której odwiedziłam wiele klubów i poznałam wielu DJ-ów. W ten sposób propozycje współpracy pojawiają się do dzisiaj – jeszcze mnie pamiętają i do mnie dzwonią.

Trafiły się Pani poważne oferty – nagranie płyty, duży występ?

- Kiedyś nagrałam utwór z producentem z Katowic i zarejestrowaliśmy go. Lecz nigdy nie skierowałam się całkowicie na scenę – nie miałam takiego ciśnienia. Zawsze wyciszałam się w innych rzeczach, np. podczas studiów [zarządzanie i marketing – przyp. red.] pracowałam… w banku. Być może gdybym nagrała całą płytę, życie potoczyłoby się inaczej.

Dlaczego Pani jej nie nagrała?

- Cieszyło mnie to, że kiedy jadę do klubu, gram spontanicznie. Nie miałam przygotowanych utworów z płyty, tylko mogłam improwizować. Słyszałam co grał DJ i wzbogacałam tą muzykę o skrzypce. Pozytywne reakcje ludzi były dla mnie najważniejsze. Co ciekawe, kiedy nawet teraz gram w klubie, mimo że nie mam nagranej płyty, to klubowicze mnie kojarzą. Ta relacja jest dla mnie zdecydowanie ważniejsza.

Czy widzi to Pani, że na przestrzeni lat skrzypce stały się bardziej popularne w klubach?

- Myślę, że tak. Skrzypce są instrumentem trudnym, a też nie każdy skrzypek ma taki charakter, by wyjść przed publiczność klubową i zagrać dla nich podczas imprezy. Jeśli już się na to decydują, to coraz częściej wykorzystują jednak do tego skrzypce elektroniczne, a ja ciągle jestem zwolenniczką tych klasycznych. Stąd nigdy nie można było mnie porównać do Vanessy Mae.

Publiczność jeszcze jest zaskoczona Pani grą podczas imprez w klubach?

- To zależy od miejsca i jego specyfiki. Są kluby, w których króluje muzyka house. W innych grają techno, elektronikę lub spokojniejszą muzykę. Ja jestem na tyle otwarta muzycznie, że zawsze potrafię dopasować się do okoliczności. Poprzez improwizację mogę zrobić coś ciekawego. Co ciekawe, to klubowicze, którzy kiedyś bawili się podczas moich występów po latach dzwonią do mnie lub piszą poprzez portal Facebook i zapraszają mnie jako gościa specjalnego na ich wesela. 

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Wioleta Kurzydem

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.