zamknij

Wywiady

Wiele się tutaj zmieniło i wciąż zmienia się na lepsze. To widać gołym okiem

- Chcę, by Żory stały się miastem, które przez mieszkańców, jak i ludzi z zewnątrz były postrzegane jako miasto, w którym dobrze się mieszka. Miastem, które szybko się rozwija i zapewnia coraz wyższy standard usług oferowanych jego mieszkańcom. Jeżeli tak będzie, że Żory staną się „modne”, to będzie to ukoronowaniem długiej drogi do zmiany ich wizerunku i przekształcenia ich w nowoczesne, przyjazne dla mieszkańców miejsce

– mówi Prezydent Miasta Żory, Waldemar Socha.


Poparcie 53% w drugiej turze i wprowadzenie 7 radnych do Rady Miasta Żory to dobry wynik?


- Mogło być lepiej. Jako ugrupowanie wygraliśmy jednak wybory na radnych i wybory prezydenckie, choć czujemy pewien niedosyt.


Panie Prezydencie, jakie to uczucie otrzymać mandat zaufania od społeczeństwa po raz piąty? Zwłaszcza, gdy w wielu okolicznych miastach długo urzędujący prezydenci zostali „zdetronizowani”…


- Z pewnością należy odczytać to, jako zadowolenie większości mieszkańców z tych zmian, jakie w Żorach się dokonują. Obiektywnie patrząc na miasto, wszyscy muszą się zgodzić, że wiele się tutaj zmieniło i jeszcze zmienia na lepsze. Z miasta bardzo biednego, wręcz zapuszczonego, Żory stały się jednym z tych najszybciej rozwijających się. To widać gołym okiem. Myślę, że podobnie odczuwa większość żorzan. Chociaż wiem, że w każdym mieście opozycyjne środowiska są i aktywizują się głównie w okresie wyborczym. Nie chcą zmiany kierunku rozwoju miasta, ale zmiany personalnej. Kogoś się nie lubi, komuś ma się coś do zarzucenia. Takie grono przeciwników zawsze powstanie.


Przyzna Pan jednak, że te wybory różniły się od tych sprzed czterech lat.


- To była najbardziej agresywna i wulgarna kampania. Po tym, co działo się głównie w Internecie, pozostanie wiele niesmaku. Myślę, że wiele osób ma w tej chwili dość zajmowania się samorządem. To podczas tych wyborów najmocniej ścierają się osoby, które walczą o konkretne stanowisko. W kampaniach do parlamentu już tak nie jest.


Prosząc Pana o komentarz „na gorąco” po zakończeniu II tury wyborów, użył Pan bardzo gorzkich słów podsumowujących kampanię. W mojej ocenie jednak trafił się też pozytywny akcent – bezpośredni kontakt z mieszkańcami. Po raz pierwszy wziął Pan udział w czacie internetowym…


- To było bardzo ciekawe przeżycie i, nie powiem, spodobało mi się. Większość pytań, które padły były pytaniami konkretnymi. Nie było pytań napastliwych czy osobistych. Myślę, że będziemy powracać do tej formy kontaktu z mieszkańcami.


Czy z tych spotkań, czatów da się wysnuć wnioski o tym, co dla żorzan obecnie jest najważniejsze?


- Nie wyłania się z tego obraz, by ludzie oczekiwali zasadniczych zmian oblicza miasta. Bardziej były to pytania czy uwagi dotyczące konkretnych spraw lub mniejszych wycinków naszej działalności.


Wracając jeszcze do debaty prezydenckiej, pozwolę sobie ponowić pytanie, które ją zakończyło – mianowicie o zaplecze polityczne. Wiemy, że funkcję wiceprezydenta objął już pan Daniel Wawrzyczek. Czy ktoś z Platformy Obywatelskiej też znajdzie się w gronie Pana najbliższych współpracowników?


- Nie jest to wykluczone, ale nie doszło jeszcze do takiego etapu rozmów. Z pewnością nie będziemy obsadzać wszystkich stanowisk od razu.


Co z gronem doradców? Ktoś zastąpi pana D. Wawrzyczka na jego dotychczasowym stanowisku?


- Na razie moim jedynym doradcą pozostanie pan Bronisław Pruchnicki.


Które założenia Pana programu wyborczego są najważniejsze?


- To co będzie się dziać w najbliższym czasie, to kontynuacja wcześniej poczynionych kroków. Główne inwestycje w 2015 roku, to inwestycje rozpoczęte w minionych miesiącach. Tak to traktujemy – jako kadencję kontynuacji. Ta polityka, która ukształtowała się w ostatnich latach powinna zostać utrzymana. Skupimy się bardziej na uzupełnieniu jej brakujących fragmentów, niż na wielkich inwestycjach. Te fragmenty, to np. budowa dróg, które udostępnią w mieście nowe tereny przemysłowe. Nowi inwestorzy to nowe wpływy do miejskiego budżetu, a my chcemy wykorzystać tą dobrą koniunkturę dla naszego miasta. Ci Inwestorzy chcą do nas przychodzić, więc musimy mieć dla nich dobrą ofertę. Będziemy starali się też poprawiać standard placówek oświatowych, budować brakujące sale gimnastyczne w szkołach, boiska. W grę wchodzą też nowe drogi lub ich remonty. Na tym nam wszystkim zależy – by w Żorach mieszkało się dobrze, wygodnie. Myślę, że życie tutaj nie jest męczące. To, co jest potrzebne – mamy na miejscu.


Nowa kadencja to oczekiwanie na nową perspektywę unijną.


- Największą inwestycją, z którą będziemy musieli się zmierzyć, jest rewitalizacja Starego Miasta. Teraz ważą się losy, czy ten projekt będzie mógł zostać zrealizowany z pomocą pieniędzy unijnych, czy też nie. Informacje z ostatnich dni niestety nie są dobre. Wychodzi na to, że w większym stopniu, a może i w całości koszty rewitalizacji będziemy musieli pokryć sami, z własnych środków. Z kolei pieniądze z Unii Europejskiej będziemy mogli przeznaczyć np. na rewitalizację dworca kolejowego wraz z jego otoczeniem. To też będzie pożytek, ale nie w tej skali, na której nam zależało. Środki wykorzystamy również na dokończenie termomodernizacji obiektów publicznych, przede wszystkim szkół. Możliwe jest pozyskanie środków na stworzenie dodatkowych lokali socjalnych. Z drugiej strony, widoczna jest tendencja, że wiele funduszy zostanie przeznaczonych na rewitalizację rozumianą w kompleksowy sposób, czyli i rewitalizację przestrzeni, ale przede wszystkim rewitalizację w zakresie społecznym, by ludziom stworzyć szansę na samodzielne radzenie sobie w życiu.


Jak w ciągu najbliższych lat widzi Pan rozwój wprowadzonej niedawno Bezpłatnej Komunikacji Miejskiej?


- Będziemy reagować na potrzeby mieszkańców. Jeżeli pojawią się głosy mówiące o zwiększeniu ilości lub częstotliwości kursów, rozważymy te postulaty. Pewnej zasadniczej zmiany doczekamy się, jeśli nowa pani prezydent Jastrzębia-Zdroju [Anna Hetman – przyp. red.] wprowadzi obiecaną podczas kampanii wyborczej bezpłatną komunikację. Oznaczałoby to, że połączenie pomiędzy Żorami a Jastrzębiem również mogłoby być bezpłatne. Niestety, z Rybnikiem raczej takiego połączenia nie doczekamy.


Podczas kampanii wyborczej podniesiono temat projektu „Podniebne Żory”, a w ostatnich tygodniach pojawiło się wiele spekulacji, plotek. Czy uchyli Pan nam rąbka tajemnicy, o co w tym wszystkim chodzi?


- Nie zależy nam na utrzymaniu tajemnicy, ale raczej na tym, by projektu „nie spalić”. Faktycznie, opracowano koncepcję innowacyjnego transportu miejskiego, która konsultowana jest przez naukowców z uczelni wyższych. Chcemy z projektem trafić bezpośrednio do Brukseli, uważamy bowiem, że „Podniebne Żory” mogą być rozważane nawet w skali europejskiej. Dlatego, jeśli zostanie uznany za realny do wykonania i mogący wprowadzić pewną rewolucję w komunikacji miejskiej, chcemy, by kojarzony był wyłącznie z Żorami. Czy zostanie zrealizowany? Nie wiadomo. Przypomnę, że pojawia się wiele koncepcji, które z różnych przyczyn są odrzucane. Zdaniem naukowców, z którymi rozmawiamy, „Podniebne Żory” są jak najbardziej realne i bardzo tanie w eksploatacji. Oczywiście, koszty budowy przewyższają zakup autobusów czy tramwajów. Myślę jednak, że za niedługo będzie można przedstawić już koncepcję szerszej publiczności, by każdy mógł ją rozważyć. Reakcje pierwszych osób, które zetknęły się z tym projektem, mówią, że jest on bardzo dobry, rewolucyjny, ale i realny. Zdarzają się jednak i tacy, co skreślają wszystko z góry, wyśmiewają. W swojej ocenie nie opierają się na realiach, czyli kosztach budowy, kosztach eksploatacji i zdolnościach przewozowych. Okazuje się, że jest to jeden z najbardziej efektywnych sposobów komunikacji.


Innowacyjny system transportu miejskiego to tak naprawdę kolejka linowa?


- To system transportu miejskiego oparty na wagonikach poruszających się po linach, zatrzymujących się na stacjach przesiadkowych. Stacje te łączą kluczowe miejsca w Żorach, a kursy odbywają się niezależnie od ruchu drogowego. Okazuje się też, że prąd potrzebny do uruchomienia wagoników, to tak naprawdę „grosze”. Nasz pomysł jest kompleksowy, nie mówimy o jednej nitce, ale o systemie stacji, które oprócz funkcji przesiadkowej, będą też centrami usługowo-handlowymi.


W projekcie biorą udział dwie uczelnie?


- Konsultowaliśmy go z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie i Politechniką Warszawską. Dodam, że jedna osoba pisze już na ten temat pracę doktorską.


Pomysł narodził się w Żorach. To Pan jest jego twórcą?


- Tak. Na świecie nigdy takiego pomysłu nie zrealizowano, mam tutaj na myśli kompleksowe rozwiązanie w skali miasta, a nie pojedyncze linie łączące dwie, trzy stacje. Dlaczego Żory mają po kimś powtarzać pomysły, może my będziemy awangardą.


W ciągu czterech najbliższych lat z pewnością powróci też temat fedrowania pod Żorami. Dalej będzie Pan trwał w opozycji do planów Jastrzębskiej Spółki Węglowej?


- Nie sądzę, by Rada Miasta Żory, bo to ona o tym decyduje, zmieniła zdanie. W formie zaproponowanej przez JSW eksploatacja węgla pod Żorami jest dla nas skrajnie niekorzystna. Nie otrzymywalibyśmy prawie żadnych przychodów podatkowych z tego tytułu, a musielibyśmy borykać się z kosztami, jak np. usuwanie szkód górniczych. Wszyscy doskonale wiemy, jak wyglądają gminy, gdzie te szkody występują. Do takich miast nie chcą przychodzić nowi inwestorzy.


Co z referendum wśród mieszkańców, którego przeprowadzenie postulowały dwa komitety wyborcze?


- Wszyscy widzimy, co dzieje się obecnie w górnictwie węgla kamiennego. To są wielkie problemy o zasadniczym znaczeniu – czy spółki w ogóle przetrwają. To też nienajlepszy czas na rozmowy o przyszłości, trzeba radzić sobie z teraźniejszością. Jeżeli spółki ponoszą tak duże straty na bieżąco, to co zrobić, by przetrwały? Przecież nie da się generować w nieskończoność wielkich strat. Podkreślę to jeszcze raz – nie jestem wrogiem górnictwa, ale nie górnictwa za wszelką cenę. To nie jest tak, że górnictwo ma się nie liczyć z kosztami, utrudnieniami które stwarzają innym. Np. spółka zostanie zlikwidowana, a gminy same będą musiały zmierzyć się z problemami. Trzeba patrzeć więc czy taka działalność w ogóle jest opłacalna. Kopanie za wszelką cenę, to działanie na krótką metę.


Zapowiedział Pan, że ta kadencja będzie już ostatnią na fotelu prezydenta Żor. Te cztery lata będą więc okazją do postawienia kropki nad „i”. Ma Pan marzenia na ten czas?


- Nie są to może spektakularne marzenia... Chcę, by Żory stały się miastem, które przez mieszkańców, jak i ludzi z zewnątrz będzie postrzegane jako to, w którym dobrze się mieszka. Miastem, które szybko się rozwija i zapewnia coraz wyższy standard usług oferowanych jego mieszkańcom. Jeżeli tak będzie, że Żory staną się „modne”, to będzie to ukoronowaniem długiej drogi do zmiany ich wizerunku i przekształcenia ich w nowoczesne, przyjazne dla mieszkańców miejsce.


Co później?


- Jak już przestanę pełnić funkcję prezydenta, z pewnością będę więcej podróżował. Są takie miejsca, które chciałbym odwiedzić, a na co nie pozwalały dotąd moje urlopy. Nie oznacza to też, że przejdę na emeryturę. Mimo że niektórzy mówią o mnie jako dinozaurze samorządowym, to za cztery lata będę miał 56 lat. Czyli droga do emerytury będzie jeszcze daleka. Z pewnością wrócę do bycia przedsiębiorcą. Mam pomysły, co robić, niekoniecznie związane z turystyką. Postawię na rodzinę i w większym stopniu będę realizował swoje osobiste marzenia.


Dziękuję za rozmowę!


Rozmawiała Wioleta Kurzydem


Waldemar Socha - prezydent Żor od 1998 roku. Wcześniej miał własną firmę transportową i biuro podróży. Do 2002 roku działał w Unii Wolności, później pozostał bezpartyjny. W tegorocznych wyborach zwyciężył w drugiej turze, uzyskując wynik 52,9% głosów.

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~burass 2014-12-15
    16:05:56

    1 0

    "Z drugiej strony, widoczna jest tendencja, że wiele funduszy zostanie przeznaczonych na rewitalizację rozumianą w kompleksowy sposób, czyli i rewitalizację przestrzeni, ale przede wszystkim rewitalizację w zakresie społecznym, by ludziom stworzyć szansę na samodzielne radzenie sobie w życiu." Panie prezydencie w takim bądź razie jak Pan widział rewitalizacje starówki? Wszak, wystarczy spojrzeć do literatury, w której rewitalizacja jest jednoznacznie rozumiana jako (cytuję) pojęcie odnoszące się do wielu różnorodnych dziedzin, składających się na funkcjonowanie organizmu miejskiego. Są to między innymi sfery: społeczna, ekonomiczna, ekologiczna, jakrównież prawna i planistyczno - przestrzenna. Unia europejska tutaj niczego nowego nie odkrywa - kładzie jednak nacisk, żeby to było przedsięwzięcie wielowymiarowe. Wniosek jest taki, że Pan miał pomysł na wstawienie kilku drzewek na rynku, dorzucenie do tego średniowiecznego parku dla dzieci i na tym w sumie koniec. Dziękuję za taką rewitalizację.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.