zamknij

Wiadomości

Wejście do Unii zmieniło życie wielu młodych Polaków. Jak potoczyły się losy żorzanek, które wyjechały?

2014-05-01, Autor: Wioleta Kurzydem
1 maja 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej i Strefy Schengen. Z możliwości swobodnego przemieszczania się skorzystały tysiące młodych Polaków. Przedstawiamy Wam historie czterech mieszkanek naszego miasta, których życie dzięki integracji europejskiej zmieniło się nie do poznania.

Reklama

- Dziś, jako 26-letnia Polka i Europejka, mogę powiedzieć, że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej miało bardzo duży wpływ na moje życie osobiste i zawodowe. To dzięki korzyściom, jakie dala mi UE, jestem tym, kim jestem i wykonuję pracę, którą zawsze chciałam wykonywać – przyznaje Dorota Komarnicka.

Żorzanka, zaraz po ukończeniu liceum w Żorach, wyjechała na pół roku do Irlandii, a następnie do Hiszpanii, by nauczyć się języków obcych. – Po powrocie do Polski, bogatsza o znajomość języka hiszpańskiego i angielskiego, rozpoczęłam studia na jednej z krakowskich uczelni. Na drugim roku studiów wyjechałam na pół roku do Florencji - w ramach unijnego programu Erasmus. To tam miałam okazję nauczyć się biegle języka włoskiego i poznać młodzież z różnych zakątków Europy. Zrozumiałam, iż pomimo, że pochodzimy z rożnych krajów, to mamy ze sobą wiele wspólnego i podzielamy wspólne wartości. Po powrocie do Polski, w ramach unijnego programu „Kompetentnie ku przyszłości”, wzięłam udział w kursie biznesowym organizowanym w pełni w języku angielskim na mojej krakowskiej uczelni we współpracy z bankiem HSBC – wylicza Dorota i dodaje – Korzyści z dodatkowych kursów i wyjazdów zagranicznych, możliwych dzięki obecności naszego kraju w Unii Europejskiej, są widoczne w moim życiu do dziś – mówi. Żorzanka przyznaje też, że przyjaciele mieszkający w najdalszych zakątkach Europy, umiejętności językowe i pozytywne podejście do życia, którym zaraziła się na południu Europy – to wszystko ułatwiło jej w dużej mierze zdobycie pracy marzeń w Kopenhadze, którą lada dzień rozpoczyna.

Co o swojej decyzji może powiedzieć Aleksandra Szymura? – 9 marca minął rok odkąd razem z narzeczonym, a teraz już mężem, zamieszkaliśmy w Birmingham, w Wielkiej Brytanii. W przededniu pierwszej rocznicy przyjazdu do UK wzięliśmy tutaj ślub. O wyjeździe myśleliśmy od dłuższego czasu, zwłaszcza po ukończeniu studiów, kiedy to podsumowaliśmy naszą sytuację i stwierdziliśmy, że z tych grosików, które zarabiamy, na pewno nie uda nam się odłożyć na tyle, by się usamodzielnić i zamieszkać razem, a o mieszkaniu z rodzicami czy zaciągnięciu kredytów nie było mowy – wspomina 26-latka i dodaje – Bardzo pomogła nam moja dobra koleżanka, która wstawiła się za nami u swojej siostry mieszkającej w Anglii, a ta zgodziła się przygarnąć dwoje właściwie obcych ludzi pod swój dach, za co chyba nigdy się jej nie odwdzięczymy – mówi. Martyna wprowadziła ich w angielskie obyczaje, pokazała wszystko, co musieli przygotować i do czego przywyknąć. – Właściwie od razu znaleźliśmy pracę - mąż w firmie zajmującej się dostarczaniem paczek i listów, a ja przez kilka miesięcy pracowałam jako pokojówka w hotelu, potem przeniosłam się do fabryki, w której przycinam szyby do samochodów. Dodam, że nigdy w życiu nie zajmowaliśmy się podobnymi rzeczami, ja obracałam się raczej w środowisku żorskich mediów niż hoteli czy fabryk, nie miałam jednak problemu z podjęciem pracy fizycznej, zwłaszcza kiedy zobaczyłam pierwszą wypłatę. Z najniższej krajowej, która w Anglii wynosi 6,31 funta na godzinę, można spokojnie się utrzymać, przynajmniej w moim mieście - opłacić czynsz, zrobić zakupy, wystarczy też na wyjście do kina czy restauracji – wylicza.
Aleksandra wraz z mężem po pracy dokształcają się, przygotowują się do zdobycia certyfikatów językowych, by za jakiś czas poszukać pracy w swoim zawodzie. O przeprowadzce do kraju na razie nie myślą. – Żyje się tu nieporównywalnie łatwiej niż w Polsce, ani przez chwilę nie myśleliśmy o powrocie. Ja osobiście czuję się w wielkim mieście jak ryba w wodzie – tłumaczy 26-latka i dodaje – Na koniec powiem tylko, choć jest to niepoprawne politycznie, że nie ciągnie mnie do kraju, nie tęsknię. Być może to przyjdzie z czasem, nigdy nie wiadomo, póki co uważam, że wyjazd był najlepszą decyzją. W dobie Internetu i tanich połączeń, jestem w stałym kontakcie z mamą i znajomymi. Jedyne czego mi brak, to polski chleb i ziemniaki, bo te w Anglii są, delikatnie mówiąc, kiepskie – mówi z uśmiechem.

Do Hiszpanii wyjechała natomiast 27-letnia Ewelina. Powód? Miłość. Jej mąż właśnie tam spędził blisko połowę swojego życia - mieszkając i pracując. Poznali się w Polsce, przez dwa lata spędzili sporo czasu w samolotach. – W końcu pod koniec 2011 roku, po zakończeniu studiów magisterskich, wyjechałam… i nie żałuję – przyznaje Ewelina. Zdecydowała też o pójściu do szkoły językowej, którą kontynuuje do dziś. Po jej ukończeniu uzyska dyplom tłumacza i nauczyciela języka hiszpańskiego. W międzyczasie znalazła pracę, którą potem rzuciła, by przyjechać do Polski i poświęcić się przygotowaniom do wesela. Po ślubie wróciła do Hiszpanii, znalazła nową pracę, zaczęła też nową szkołę kształcąc się w sztuce marketingu i sprzedaży. – I tak mi się tu życie toczy - jedna szkoła, druga szkoła, praca, dom, znajomi, wizyty z Polski, siesta, fiesta i mañana – dodaje z uśmiechem i zastrzega – Wszyscy myślą, że życie tutaj jest bezproblemowe, a tak naprawdę czy tu, czy w Polsce, wszędzie trzeba ciężko pracować i nieźle się natrudzić, by mieć za co żyć. Choć niewątpliwą zaletą jest wieczne słońce, plaża, morze, wspaniałe jedzenie i wino, piękne widoki i różnorodność kultury, to jednak w Polsce mamy rodzinę, znajomych, przyjaciół, psiaki… Powrót do kraju pozostaje naszym „Planem B” - mówi.

Ze wszystkich moich rozmówczyń, najdłużej poza granicami kraju mieszka Sabina Rogala. 28-latka w 2006 roku przeprowadziła się do Waterford na południu Irlandii. – Nigdy wcześniej w Polsce nie uczyłam się języka angielskiego, więc na początku było ciężko, ale z miesiąca na miesiąc łapałam coraz więcej słówek i jakoś to poszło. Potem zapisałam się do szkoły językowej, pracowałam w restauracji i, z dnia na dzień, robiłam postępy – przyznaje Sabina. – Mąż pracuje w ochronie od paru lat. W 2007 roku, w Irlandii wzięliśmy ślub, na który przyleciała nasza rodzina z Żor. Dwa lata później urodziła nam się córeczka, a po moim powrocie do pracy w restauracji nadszedł czas recesji w Irlandii. Z miesiąca na miesiąc ucinano nam etaty, aż w końcu zasiliłam grono bezrobotnych. Wtedy zaczęła się moja przygoda z edukacją. Od zawsze interesowałam się psychologią, opieką społeczną, pedagogiką resocjalizacyjną, więc w 2010 roku podjęłam w tym kierunkach różne kursy podstawowe, zawodowe, a potem rozpoczęłam studium zawodowe jako przedszkolanka, następnie studium o kierunku opieka społeczna i praktyki organizacji broniącej praw dziecka. Po zakończeniu tych kursów, we wrześniu 2013 roku zaczęłam studia. Kończę teraz naukę na pierwszym roku i od września rozpoczynam studium zawodowe z opieki społecznej. W wolnym czasie udzielam się wolontaryjnie w paru placówkach opiekuńczo-wychowawczych dla młodzieży, w Stowarzyszeniu świętego Vincenta de Paul i w organizacji pomocy dla rodzin. Choć trochę tych zajęć jest, a czasu niewiele na wszystko, to jednak kocham to, co robię i myślę, że po studiach nadal tak będzie – mówi.

Córeczka Sabiny we wrześniu rozpocznie już naukę w przedszkolu. Mąż nadal pracuje w klinice medycznej jako ochroniarz. – O powrocie do Polski póki co nie myślimy... Tutaj pracujemy, uczymy się i mieszkamy, ale Bóg ma na pewno dla nas swój plan, więc po co wybiegać w przyszłość - życie wszystko nam pokaże – przyznaje Sabina. Czy tęskni za Polską? – Tak, tęsknię! Za przyjaciółmi, rodziną, piekną pogodą i pięknymi Żorami, które mają tyle atrakcji, że póki się tam mieszka, tego się nie zauważa – dodaje.

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~hitchhiker 2014-05-02
    13:28:22

    0 0

    Przeczytałam historie dziewczyn i zaczęłam liczyć moich znajomych, którzy wyjechali z Polski. Z samej klasy z liceum jest ich 9, a w sumie było nas około 30. Całkiem sporo.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.