zamknij

Wiadomości

Ludzie z pasją: najpierw wolontariat na olimpiadzie, a później wielka podróż po świecie

2017-06-11, Autor: Wioleta Kurzydem

Żorzanin trwa w swojej wielkiej podróży. 14 lipca 2016 roku opuścił Żory i autostopem dotarł do Lizbony, a później Casablanki. Stamtąd, pokonując Wielką Wodę, w sierpniu zagościł już w Brazylii. 

Reklama

Wolontariat w Rio de Janeiro

Nie tylko Ewa Swoboda wzięła udział w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, ale i inny żorzanin – Arkadiusz Winiatorski. Choć oczywiście nie w roli zawodnika, a wolontariusza. Informacji o rekrutacji zaczął szukać… na dwa lata przed wyjazdem. – Sam proces rekrutacyjny składał się z kilku etapów: najpierw elektroniczna aplikacja składana na oficjalnej stronie olimpiady w Rio, w której opisać trzeba było swoje doświadczenie wolontariackie, wykształcenie, znane języki, co jest motywacją do działania podczas IO, sporty które się uprawia itp. Potem były testy językowe – w moim przypadku po angielsku i hiszpańsku, multimedialne questy pozorujące prawdziwe zdarzenia, które mogą mieć miejsce na olimpiadzie i rozmowa kwalifikacyjna na Skype z Brazylijczykiem odpowiedzialnym za rekrutację. I tak, po blisko 2 latach procesu rekrutacji, dostałem list z propozycją stanowiska – dodaje.

Arek pracował w Parku Olimpijskim na Arenie Carioca 3, gdzie odbywały się pojedynki szermiercze, a potem taekwondo. Wolontariusze podzieleni byli na główne trzy piony – wolontariuszy informacyjnych (odpowiedzialnych za kierowanie i pomoc widzom), operacyjnych (pracujących z technikami i sportowcami dbając o technicznie prawidłowy przebieg igrzysk) i medyków. – Z racji tego, że zawsze lubiłem pracować na pierwszej linii z ludźmi dlatego i tu wybrałem rolę wolontariusza informacyjnego. Kiedy byłem jeszcze normalnym wolontariuszem do moich obowiązków należało skanowanie biletów i ogarnięcie strefy wejścia na arenę, następnie „rejestrowanie” małych dzieci na wypadek gdyby się zgubiły, kierowanie ludźmi zarówno na zewnątrz areny i jak w jej wnętrzu, pomoc osobom niepełnosprawnym i udzielanie wszystkich niezbędnych informacji. Ale też praca z mediami, pomagając znaleźć właściwe miejsca do przeprowadzenia transmisji, sprawdzanie przepustek i akredytacji w sektorach areny niedostępnych dla zwykłego fana, czy kierowanie i pomoc członkom Rodziny Olimpijskiej i wreszcie samym atletom – wylicza.

Oczywiście stanowisko, na którym pracował zmieniało się każdego dnia, dzięki czemu mógł poznać każdy kawałek areny. – Potem zostałem liderem grupy koordynując jej działania z pracą innych grup i dzięki radiu reagując na wynikające na terenie całej areny problemy. W końcu, jako zastępca kierownika areny, koordynowałem pracę wszystkich grup rozdzielając zadania i spinając działania grup informacyjnych z operacyjnymi i medykami, koordynując działania ekip sprzątających, punktów sprzedaży jedzenia, współpracując z żołnierzami zabezpieczającymi naszą arenę odpowiadając już własną skórą za prawidłowy przebieg igrzysk w całym obiekcie – dodaje.

Co udało mu się zobaczyć podczas pracy na IO? – Wiadomo, wszystkie starcia na mojej arenie, ale w związku z tym, że Arena Carioca 1, 2 i 3 znajdowały się obok siebie i były ze sobą połączone dzięki posiadanej akredytacji mogłem zobaczyć też zapasy, karate i koszykówkę. I to właśnie spotkania pod koszem USA vs Argentyna w ćwierćfinale i potem starcie tytanów USA vs Hiszpania w półfinale zapamiętam chyba najdłużej. Widziałem też mecz piłki nożnej reprezentacji Brazylii, co prawda żeńskiej, i walkę bokserów. Spotkałem całą masę polskich sportowców – już nie na arenach, ale przechadzających się po parku olimpijskim, polskich dziennikarzy i podobno niekwestionowane legendy brazylijskiej telewizji, chociaż dowiedziałem się o tym dopiero po spotkaniu – mówi.

Oczywiście udało mu się też przejść całe miasto odwiedzając te miejsca oczywiste jak Cristo Redentor, Pão de Açúca, Copacabanę, ale też te o których nie wszyscy wiedzą – Urca, Lapa, względnie spacyfikowane fawele i okoliczne szczyty gór z niesamowitymi widokami.

Z Europy przez Amerykę Południową do Kanady

Arek po skończonych igrzyskach zwiedzał kolejne brazylijskie miejscowości, by później znów powrócić do Rio i być wolontariuszem na Paraolimpiadzie. Następnie, już w październiku udał się do Paragwaju:

Później – Urugwaj i Argentyna. W styczniu Arek dotarł na kraniec świata – do Ushuaja, a w marcu na… Wyspę Wielkanocną! Kilka dni później żorzanin był już w Chile i znów w Argentynie. Tam, w małej wsi Cachi, po 283 dniach od wyjścia z domu, zrobił to, po co ruszył z plecakiem w świat – odwiózł tęskniący za domem kamień. Kamyk, od którego wszystko się zaczęło – nie tylko nazwa bloga „Stones on Travel” (tłum. Kamienie w podróży). Posłuchajcie historii Arka:

Maj dla Arka oznaczał podróż do Boliwii, a pierwsze dni czerwca – pobyt w Peru:

Nie wiadomo, jak długo podróż Arka potrwa - może rok, a może jeszcze kilka lat. Co zdąży zobaczyć? Jego losy możecie śledzić na blogu lub w portalu Facebook.

Znasz mieszkańca Żor, który na co dzień jest osobą „pozytywnie zakręconą”? A może chciałbyś opowiedzieć nam i Czytelnikom o swoich zamiłowaniach? Napisz do nas: [email protected] Czekamy na kontakt!

Oceń publikację: + 1 + 14 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuZory.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuZory.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęsliwy w Żorach?




Oddanych głosów: 1068