zamknij

Wywiady

Czy Żory wstydzą się swojej nowej historii?

 

- Zrozumienie historii naszej okolicy jest właściwie kluczem do tego by poznać dzieje regionu i wszystkiego co się tutaj dzieje

 

- mówi Tomasz Górecki z Muzeum Miejskiego w Żorach

Red.: Czy znajomość historii miasta - małej ojczyzny - jest ważna dla zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości?

 

Tomasz Górecki: Zrozumienie historii naszej okolicy jest właściwie kluczem do tego by poznać dzieje regionu i wszystkiego co się tutaj dzieje. Należy pamiętać, że wiele wydarzeń ważnych w skali kraju, dla Śląska miały marginalne znaczenie. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że przez siedem wieków Górny Śląsk nie należał do Polski. Mitologia kresów wschodnich dla Ślązaków jest kompletnie niezrozumiała, nigdy nie biliśmy się z Turkami a Tatarzy byli u nas w głębokim Średniowieczu. Podczas wojny 30-letniej na Śląsku walki protestantów z katolikami spowodowały straszliwe spustoszenia, podczas gdy dla reszty Polski XVII wiek to szwedzki potop i odsiecz wiedeńska. Mało kto wie, że przez prawie 100 lat Żory były protestanckie i w XVII wieku zostały przymusowo zrekatolicyzowane. W Polsce z kolei panowała znacznie większa tolerancja religijna. Te przykłady moglibyśmy mnożyć, ale wszystkie one pokazują jak bardzo historia Żor, a szerzej Śląska różni się historii od reszty kraju.

 

Red.: Żorskie Muzeum pokazuje te różnice realizując projekt „Migrujący Świat”?

 

Tomasz Górecki: Tak i przy tej okazji chcemy pokazać, że 99 procent ludzkości migruje i nie ma czegoś takiego jak ziemia „od zawsze” należąca do naszych przodków. Ewenementem w Europie są tylko Baskowie, z tej prostej przyczyny, że zamieszkują tereny górskie i trudno dostępne dla innych. Przez Śląsk przetaczało się mnóstwo kolejnych fal migracyjnych. Najstarszym „Ślązakiem” był Homo erectus sprzed 800 tysięcy lat. Polscy naukowcy znaleźli jego szczątki na ziemi cieszyńskiej. Mieszkali tu później zarówno Celtowie jak i Germanie. Ci ostatni po kilkuset latach wywędrowali na teren Imperium Rzymskiego. W tym ostatnim przypadku niektórzy wolą oględnie mówić, że były to ludy kultury przeworskiej, bo stwierdzenie, że  Germanie byli na terenach dzisiejszej Polski wcześniej od Słowian, powoduje, że polskim nacjonalistom od razu grają surmy bojowe.

 

Red.: Czy Żory wstydzą się historii z czasów realnego socjalizmu, czy w mieście można jeszcze znaleźć jej ślady?

 

Tomasz Górecki: To były głównie nazwy ulic. Ulica Szeroka za czasów PRL-u nosiła nazwę ulicy Armii Czerwonej, ulica Ogrodowa była ulicą Manifestu Lipcowego, były to nazwy nadane sztucznie. Przy okazji zmiany ustroju zostały zmienione, ale nie we wszystkich przypadkach. Wynikało to z tego, że nowa władza nie miała dużego rozeznania w historii. Augustyn Biskup, kadrowy członek PPR-u, którego imię nosi jedna z ulic w Śródmieściu ostał się pewnie ze względu na  nazwisko kojarzące się z biskupem Augustynem. Swoją drogą w świadomości wielu żorzan ta osoba jednak zapisała się pozytywnie, podobno Augustyn Biskup skreślał nazwiska mieszkańców z listy przeznaczonych do wywózki na Wschód. Sprawa ta wymaga dalszych badań. W każdym razie skończył tragicznie. Został zastrzelony przez innego żorzanina – członka antykomunistycznego ruchu oporu.

 

Red.: Przy okazji nadawania nazw nowo powstałym ulicom w mieście zapadła propozycja aby uczcić w jakiś sposób marszałka Piłsudskiego.

 

Tomasz Górecki: Na ulicy Szeptyckiego jest tablica upamiętniająca jego pobyt w tym mieście i myślę, że każdy żorzanin, który chodzi po ulicy Szeptyckiego wie, że ta tablica tam jest.

 

Red.: Wracając do „pomników historii”, wielu żorzan ciągle pamięta czołg na osiedlu ks. Władysława, w maju minie równo 20 lat od dnia, w którym wyjechał poza miasto.

 

Tomasz Górecki: Czołg został postawiony w roku 1975, wielu mieszkańcom kojarzył się on jednoznacznie – jako symbol sowieckiej dominacji. Stanął bowiem w takim miejscu i w taki sposób, że lufę miał skierowaną na Stare Miasto. W 1982 roku grupa działaczy opozycji odizolowana od głównego nurtu Solidarności usiłowała go wysadzić. Nie udało im się to, ponieważ nie zadziałał wtedy zapalnik, ale za to w Wodzisławiu udało im się wysadzić pomnik Lenina. Innym ludziom czołg kojarzył się pozytywnie, głównie ze względu na film „Czterej Pancerni i Pies”. Do roku 1989 pomnika pilnowała Milicja Obywatelska, później został on oswojony przez mieszkańców, ktoś go pomalował, lufę skierował w inne miejsce tak żeby nie straszył mieszkańców Starego Miasta. Ludzie lubili się fotografować przy nim i był on znany nawet daleko poza Żorami, ale w tym samym czasie zapadła decyzja o jego usunięciu. W 1991 roku rada miejska uznała, że nie należy dalej trzymać takich symboli zniewolenia. Z drugiej strony, to co się działo z czołgiem nie rokowało mu świetlanej przyszłości. Zanim więc został pocięty na żyletki trafił w ręce kolekcjonera i dzięki temu ten zabytek techniki wojskowej ocalał.

 

Red.: Czy w Żorach są też inne tego typu zabytki?

 

Tomasz Górecki: W mieście działa grupa pasjonatów militariów - Żorska Grupa Operacyjna i do ich czołowej działalności należy opieka nad bunkrem przy ulicy Szczejkowickiej. Dzięki temu mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby ten bunkier wysadzić, bo takie pogłoski pojawiły się w prasie w ubiegłym roku. Taki los spotkał część bunkrów w Beskidach, przy okazji budowy drogi, okazało się że te budowle nie są wpisane w rejestr zabytków, więc można je śmiało zburzyć.

 

Red.: Ile jest jeszcze w mieście takich miejsc o których należałoby pamiętać?

 

Tomasz Górecki: Oprócz bunkra mamy cmentarz żydowski, który ma status Parku Kulturowego, mamy cmentarz katolicki przy kościele św. Apostołów Filipa i Jakuba, który nie jest wpisany do rejestru zabytków. Prowadzony jest tam jedynie ogólny nadzór archeologiczny i konserwatorski. Z tej przyczyny mogiła Powstańców Śląskich została w latach siedemdziesiątych dość niefortunnie przebudowana. Oddzielnie ten nagrobek może i prezentuje się dobrze, ale z resztą cmentarza w ogóle nie współgra.

 

Red.: Czy Żory mają tam swoich cichych bohaterów, o których powinno się pamiętać, a tymczasem historia o nich milczy?

 

Tomasz Górecki: Na tym cmentarzu leży gdzieś Jan Gajda, zapomniany żorski malarz, który zostawił po sobie całkiem sporo obrazów. Jego postać na tyle została zapomniana, że dziś nie wiadomo dokładnie gdzie jest jego mogiła, nie ma ani krzyża ani tabliczki. Takich bezimiennych grobów jest więcej, myślę, w tej sprawie wszyscy powinniśmy się uderzyć ze wstydem w pierś. Natomiast takim zapomnianym żorzaninem – choć z Żor nie pochodzi ani tutaj nie zmarł – jest Franz Nerlich, długoletni burmistrz miasta. Wprowadził on Żory z XIX do XX wieku. Za jego kadencji zainstalowano elektryczność, wybudowano budynek szpitala, pojawiły się telefony, nowoczesna sieć wodociągowa, współuczestniczył również w wytyczaniu tras sieci kolejowej. Nerlich był Niemcem, ale  w swoim czasie tak znanym i cenionym, że pomimo tego, iż był opcji niemieckiej w 20-leciu międzywojennym jego imię nosiła jedna z ulic miasta. Była nią obecna ulica Męczenników Oświęcimskich, tędy bowiem przeszli w tzw. "marszu śmierci" więźniowie obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau. Ta nazwa oczywiście musi zostać, bo to jest nasza historia i tutaj absolutnie nikt nie chce przywracać dawnej nazwy, ale uważam, ze trzeba jakoś przypomnieć postać tego człowieka, który przez 24 lata był burmistrzem Żor.

 

Red.: Czy Żory realizując nowoczesne projekty, takie jak pawilon ogniowy – Empireum, nie odcina się od przeszłości?

 

Tomasz Górecki: Nie, pomysł muzeum ognia zrodził się tylko dlatego, że w mieście od lat istnieje tradycja Święta Ogniowego. Teraz jest pomysł aby pokazać ogólnie problem ognia w kulturach świata i w takim miejscu, gdzie nie tylko przychodziliby żorzanie, ale łatwo mogli też dotrzeć ludzie przyjezdni.

 

Dziękuję za rozmowę

 

Rozmawiał Łukasz Pak

 

Tomasz Górecki – 43 lata, Kierownik Działu Promocji, Kultury i Oświaty Muzeum Miejskiego w Żorach.

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.