zamknij

Wywiady

Nie czujemy się lepsi od innych

- Przyświecają nam te same zasady, które przyświecają wszystkim katolikom i staramy się je w życiu stosować. Sam fakt, że nasze spotkania rozpoczynamy od Mszy świętej, bardzo wiele nam daje. Kładziemy nacisk na przestrzeganie zasad wiary i wszystkie osoby, które chciałyby do nas przystąpić, muszą dopasować się do naszych reguł. Wbrew wszystkiemu, klub katolicki nie jest żadnym ewenementem

– mówi Bogusław Świerczek, szef żorskiego Catholic Motorcycle Club „Souls’ Hunters”.
Skąd pomysł na powstanie Catholic Motorcycle Club „Souls’ Hunters”?

- Jeżdżę na motorze niedługo, bo od około ośmiu lat. Wcześniej przewodziłem innej grupie działającej w Żorach. Stwierdziłem, że nie jest to to, co mnie interesuje, więc z paroma osobami postanowiłem założyć inną formację. Grupa uzyskała obecną formę, z mocnym podkreśleniem, że to właśnie katolicki klub motocyklowy. Dlaczego „Łowcy dusz”? Nazwa nasunęła mi się podczas lektury artykułu opowiadającego życie św. Andrzeja Boboli. Uznałem, że pasuje ona idealnie do oczekiwań moich i kolegów – do stworzenia grupy, której nie jest obca wiara katolicka.

Waszym patronem został św. Andrzej Bobola?

- Dyskutujemy nad tym. Najprawdopodobniej będziemy mieć dwóch – św. Andrzeja Bobolę i św. Krzysztofa – patrona kierowców.

Ilu motocyklistów znajduje się w szeregach CMC „Souls’ Hunters”?

- Obecnie grupa liczy 11 członków. Mamy błogosławieństwo metropolity katowickiego arcybiskupa Wiktora Skworca, który przydzielił nam kapelana. Został nim jeden z członków naszej grupy – ks. Krzysztof Patas, również pasjonat motocykli, były wikary w jednej z żorskich parafii. Mamy nadzieję, że klub będzie się rozrastał, choć na razie do tego nie dążymy. Nie jestem do końca pewien, czy mamy na tyle silny kręgosłup, by pozyskiwać w nasze szeregi nowych członków. Ciągle się poznajemy – grupa istnieje bowiem niecałe dwa lata. Z drugiej strony stajemy się jednak coraz bardziej rozpoznawalni.

Z jakim przyjęciem się spotykacie?

- Różnym – niektórzy się śmieją i żartują, inni rzucają niewybredne komentarze. Mamy świadomość, że tak bywa. Czasem jednak mam wrażenie, że obecnie krytykowanie wiary katolickiej jest modne.

Czym wyróżnia się motocyklista-katolik w gronie motocyklistów?

- Nie czujemy się lepsi od innych. Człowiek z natury jest grzeszny, zdajemy sobie z tego sprawę, ale też wiemy, jak temu zaradzić. Przyświecają nam te same zasady, które przyświecają wszystkim katolikom i staramy się je w życiu stosować. Sam fakt, że nasze spotkania rozpoczynamy od Mszy świętej, bardzo wiele nam daje. Co ważne, rzadko się zdarza, że kogoś na nich zabraknie. Kładziemy nacisk na przestrzeganie zasad wiary i wszystkie osoby, które chciałyby do nas przystąpić, muszą dopasować się do naszych reguł. Lecz, wbrew wszystkiemu, klub katolicki nie jest żadnym ewenementem.

Często spotykacie się w swoim gronie?

- Raz w miesiącu – zawsze w trzeci poniedziałek miesiąca. Spotkania rozpoczynamy od Mszy Świętej w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Żorach, którą w naszej intencji odprawia kapelan. Później omawiamy sprawy organizacyjne związane z działalnością klubu. Ostatnio „na tapecie” było otwarcie sezonu motocyklowego, które zorganizowaliśmy 12 kwietnia w Żorach.

Na otwarciu sezonu, z roku na rok, przybywa gości…

- Wydaje mi się, że ta formuła się sprawdza. To już trzecia taka impreza przez nas zorganizowana. W tym roku jeden z ministrantów naliczył na niej 205 motocykli.

To nie jedyna akcja, w jakiej bierzecie udział.

- Co roku jesteśmy obecni i przewodniczymy procesji podczas żorskiego Święta Ogniowego. Dodatkowo wspieramy żorskie Hospicjum im. Jana Pawła II i działania podejmowane przez placówkę, m.in. dla dzieci osieroconych. Ufundowaliśmy również relikwiarz, który znajduje się w kaplicy hospicyjnej. Działalność charytatywną mamy ujętą w naszym statucie – chcemy, by „jazda na motocyklu” przynosiła też korzyści osobom potrzebującym.

Jesteście obecni na ogólnopolskich imprezach, zlotach?

- Braliśmy udział w „Zlocie Gwiaździstym” na Jasnej Górze oraz na zlocie na Górze św. Anny. Na pierwszy z nich co roku przyjeżdża około 15-20 tysięcy motocyklistów – ulice Częstochowy zapełniają się motorami i wyglądają jak rzeka. Na drugi z nich czekamy, bo w tym roku będziemy uczestniczyć w Eucharystii, posługując przy ołtarzu. Być może będziemy również eskortować arcybiskupa Skworca.

Kończąc, zapytam o maszynę, na której Pan jeździ. Ten pojazd na drogach się wyróżnia…

- Na początku jeździłem jednośladem – Yamachą Cruiserem, później zainteresowały mnie motocykle o trzech kołach, znane jako „trajki”. „Trajka” to pół motocykla – jedno koło, kierownica z motocykla, gaz w kierownicy. Druga część „trajki” ma cechy samochodu – od siedzenia do tyłu (tylne zawieszenie, siedzenie, skrzynia biegów). W swoim garażu mam dwie takie maszyny. Ta, na której jeżdżę od grudnia 2012 roku [widoczna na zdjęciu – przyp. red.] ma zawieszenie i skrzynię biegów z volkswagena garbusa, silnik z samochodu osobowego marki Subaru o pojemności 1,8 l. Z kolei przedni widelec to zawieszenie firmy Rewako, stosowane w tego typu rozwiązaniach. „Trajki” to projekty jednorazowe, które powstają w głowie – nie ma projektów książkowych. Budowa trwa rok albo i dłużej. Do zmontowania „trajki” potrzebny jest sztab fachowców (mechanik, lakiernik, spawacz, tokarz, itp.) lub tzw. „złota rączka”. Mój motor waży 600 kg, jest zarejestrowany na trzy osoby.

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Wioleta Kurzydem

Bogusław Świerczek – szef Catholic Motorcycle Club „Souls’ Hunters”, miłośnik motocykli. Nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej. Wcześniej prowadził własną firmę, obecnie pracuje na własny rachunek – jest rentierem.

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.