zamknij

Wywiady

Sport jest najlepszym lekarstwem

- W zawodach biorę udział nie po to, żeby biegać, ale po to żeby się ścigać. Bieganie dla własnej satysfakcji nie leży w mojej naturze

 

- mówi Karol Kałus, utytułowany maratończyk z Żor.

Red.: Biega Pan nieprzerwanie od ponad 40 lat, skąd u Pana tyle motywacji?

 

Karol Kałus: Dziwie się sam sobie jak to możliwe. Lekka atletyka to sport, który mi imponował od zawsze. Swoją przygodę z bieganiem zaczynałem mając 16 lat. Pierwszy medal zdobyłem w Krywałdzie na Mistrzostwach Juniorów Powiatu Rybnickiego w biegu na 3 kilometry. Starty w biegach ulicznych rozpocząłem w wieku 40 lat. Na pierwsze zawody dla „mastersów” pojechałem do Murowanej Gośliny. Bieganie rozkręciło się na dobre, kiedy przeszedłem na emeryturę, ale treningi prowadziłem systematycznie od zawsze.

 

Red.: Kondycji z pewnością zazdrości Panu wiele osób.

 

Karol Kałus: Wyczynowy sport wyrabia człowieka, uczy go też systematyczności. Wstaję codziennie o godzinie szóstej, jem śniadanie, później wychodzę na trening. Wracam około dziesiątej. Kiedy jeszcze pracowałem, po treningu szedłem na szychtę do kopalni.

 

Red.: Trenując spotyka Pan pewnie wielu innych biegaczy.

 

Karol Kałus: Mentalność społeczeństwa się zmienia, dawniej rzadko kiedy za dnia spotykało się trenujących ludzi. Takie pozytywne tendencje można też zauważyć na zawodach, gdzie z roku na rok startujących jest coraz więcej.

 

Red.: Liczył Pan już zdarte na biegach buty?

 

Karol Kałus: Nie, ale przeciętnie jedna para wystarcza na jeden sezon. Dobre buty są podstawą, by uniknąć kontuzji. Muszą też swoje kosztować, żeby były wytrzymałe, ja do niedawna biegałem 300 kilometrów miesięcznie.

 

Red.: To więcej niż niektórzy przejeżdżają samochodem...

 

Karol Kałus: Kiedyś kolega chwalił się, że jego samochód najmniej pali, bo przejeżdża rocznie 5000 kilometrów, a ja przebiegam na własnych nogach około 3500 kilometrów. Dawniej dużo też jeździłem na rowerze. Wsiadałem o szóstej na „jaguara” - mój wyścigowy rower i o dwunastej byłem w Zakopanem u narzeczonej. Do Ustronia z Żor dojeżdżałem w 50 minut. Wtedy jeszcze DK 81 nie była tak zakorkowana jak teraz.

 

Red.: Wracając do samochodu, często Pan z niego korzysta?

 

Karol Kałus: Tak, ponieważ jeżdżę nim na zawody. Bardzo często zdarza się, że silnik nie zdąży jeszcze ostygnąć po jednym wyjeździe a już trzeba jechać na drugi koniec Polski, żeby wziąć udział w kolejnych zawodach.

 

Red.: Małżonka nigdy nie miała pretensji o to, że zamiast jej poświęca Pan cały swój czas bieganiu?

 

Karol Kałus: Żona zawsze mnie wspierała w tym co robię, często razem wyjeżdżamy na zawody, wtedy mam dodatkowy doping.

 

Red.: W karierę sportowca wliczone są również kontuzje, nie ominęły one i Pana.

 

Karol Kałus: Niestety, mam za sobą operację łękotki, rehabilitacja trwała pół roku, wtedy właśnie dużo jeździłem na rowerze. Byłem w NRD i w Czechach. Tam brałem udział w różnych zawodach. Teraz kontuzja kolana się odnowiła, ale jestem dobrej myśli, lekarz kazał mi się nie martwić

 

Red.: Talent czy trening, co jest ważniejsze?

 

Karol Kałus: Sukcesy osiąga się tylko i wyłącznie ciężką pracą. Pamiętam swój pierwszy maraton w Warszawie. Pojechałem na niego bez odpowiedniego przygotowania. Na 35 kilometrze byłem 77, ale bieg ukończyłem ponad 800 miejsc niżej. Organizm zbuntował się, złapały mnie skurcze i nie mogłem postawić ani jednego kroku więcej. Dopiero sanitariusze postawili mnie na nogi, ale ostatnie 7 kilometrów biegłem tyle co 35 wcześniejszych.

 

Red.: Jakie prezenty najczęściej dostaje Pan n urodziny?

 

Karol Kałus: Rzecz jasna buty, ale bardzo często sprzęt sportowy udaje mi się też wygrać na zawodach. Sprawdzam w Internecie terminy różnych wyścigów i od razu interesuję się nagrodami, które fundują organizatorzy. Nie mam swojego sponsora, a koszty paliwa zawsze muszą się zwrócić. W Radzyminie, w biegu „Cud nad Wisłą” wygrałem 3 razy z rzędu – dwa rowery i aparat fotograficzny.

 

Red.: A do tego ma Pan całą kolekcję medali.

 

Karol Kałus: Niektórzy śmieją się, że powinienem je zezłomować, kiedy bierze się udział w 50 zawodach rocznie, można uzbierać dobre kilka kilogramów. Niektóre moje trofea stoją też na półkach uczniów żorskich szkół. 11 pucharów oddałem synowej, która zmieniła na nich naklejki i wręczyła puchary uczniom biorącym udział w konkursie recytatorskim.

 

Dziękuję za rozmowę

 

Rozmawiał Łukasz Pak

 

Karol Kałus – od 40 lat startuje w biegach długodystansowych, 16-krotny Mistrz Polski, emerytowany górnik, ma syna, córkę i cztery wnuczki. Nie wyobraża sobie życia bez lekkiej atletyki

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.