zamknij

Wywiady

Współczesny widz jest bardziej wymagający

My dla dystrybutorów nie jesteśmy wielkim zarobkiem i im nie zależy czy my ten film zagramy czy nie. Nie jesteśmy kinem premierowym i nigdy nim nie będziemy ze względu na małą liczbę mieszkańców. Wymaga to od nas dodatkowego wysiłku, aby stworzyć atrakcyjny repertuar i widza przyciągnąć

 

- mówi Jolanta Hrycak, kierownik kina w Żorach.

Co mówią statystyki na temat odwiedzin w kinie?

 

Przypuszczam, że tak jak wszędzie najwięcej ludzi jest w kinie w walentynki i mikołajki. Generalnie trzeba przyjąć, że miesięcznych odwiedzin mamy 3-4 tysiące. Chciałoby się, aby było ich trochę więcej, ale jednak nie możemy narzekać.

 

Co można wskazać jako atut żorskiego kina?

 

Generalnie żorzanie wiedzą, że mają w swoim mieście kino, choć zdarzają się i tacy, którzy dzwonią i pytają czy to kino "Znicz". Można zatem przypuszczać, że od 20 lat w naszym kinie nie byli. Sporo osób może też nie wiedzieć, że mamy już kino cyfrowe i 3D. To co jest u nas zaletą, dla niektórych może być postrzegane jako wada. U nas widzowie nie są tak anonimowi jak w multipleksie. Ma to taki plus, że atmosfera jest bardziej domowa, kameralna. Można porozmawiać, zasięgnąć informacji o danym filmie. Być może jesteśmy bardziej klientom przychylni. Poza tym na naszych seansach jest dużo spokojniej. To wiąże się z tym, że kiedy do nas trafia widz to najczęściej świadomie wybiera seans. Nie ma głupich komentarzy na sali. Z moich obserwacji wynika, że multipleksy odwiedza głównie młodzież, u nas zostają dzieci i osoby, które od lat są z nami związane, twierdzą, że na seansach w naszym kinie się wychowały. My również staramy się zaszczepić upodobanie do kina, wychować sobie widzów. Współpracujemy np. z Zespołem Szkół Budowlano - Informatycznych, gdzie od wielu lat organizowany jest konkurs filmowy dla uczniów. Nagrodą jest całoroczna wejściówka do kina, więc to na pewno przyzwyczaja widzów do nas.

 

Macie stałe cykle w swojej ofercie?

 

Stałym cyklem jest czwartek konesera. Jest to propozycja dla mieszkańców już od paru lat, dla osób zainteresowanych trochę mniej komercyjnym kinem. Nie są to bardzo ciężkie filmy, bo myślę, że we współczesnych czasach nikt nie chce się, aż tak bardzo w kinie męczyć. Na tych seansach mamy średnio 100 osób. Nowym pomysłem są tanie poniedziałki. Wzięło się to z moich obserwacji, że w poniedziałek jest zawsze najmniej osób w kinie. Do wyboru zatem były dwie opcje - albo zrezygnować z seansów w poniedziałek, albo obniżyć cenę biletów. Wszystkie seanse w tym dniu kosztują 8 zł. I na te seanse właśnie przychodzi sporo młodzieży. Do niedawna robiliśmy przeglądy ambitniejszego kina, kiedy cały tydzień w kinie był wypełniony filmami z wyższej półki, ale to się w Żorach nie sprawdziło, więc zrezygnowaliśmy. Mam wrażenie, że wszyscy chcą tylko nowości. Młodzież jest bardzo niecierpliwa, nowości wyświetlamy dosyć szybko, bo po dwóch tygodniach, ale dla młodych ludzi to jest już staroć.

 

Bardzo dużo dzieci przychodzi do naszego kinie, seanse dla szkół również zapełniają nam sale. Mamy małą akademię filmu skierowaną dla szkół średnich i stałą grupę około 150 osób, którzy raz w miesiącu z własnej woli przychodzą na seanse w ramach tego cyklu.

 

Widzowie cenią sobie seanse w 3D?

 

Z tym też jest różnie. Jeśli chodzi o bajki to zazwyczaj rodzice chcą wersji 3D, a dzieci już niekoniecznie. Generalnie lekarze opowiadają się za tym, żeby do 6. roku życia dzieci nie oglądały filmów w wersji 3D. I dzieci nie lubią okularów, ściągają je w trakcie seansu.

 

A jak wygląda proces doboru repertuaru? Macie jedną salę, więc i w pewnym stopniu możliwości ograniczone.

 

Ile osób tyle pewnie powstałoby repertuarów. Z reguły krytykują cię w Twoim mieście. A przyjeżdżają ludzie z Jastrzębia i chwalą nasz repertuar mimo, że mają swoje duże kino na dwie sale. Zawsze staram się, aby była bajka w repertuarze, bowiem wśród dzieci mamy najwięcej widzów. Oczywiście trzeba się też kierować tym co wychodzi z nowości i co jest reklamowane. Na pewno musi być czwartek konesera, bo część osób ma już do mnie takie zaufanie, że przychodzą do kasy i nawet nie pytają co gramy. Filmy dobieram w oparciu o recenzje i oferty, które przychodzą od dystrybutora. Filmów powstaje mnóstwo, więc muszę też robić dużą selekcję. Często jest to ruletka, bo nie sposób każdego filmu obejrzeć wcześniej czy czegoś więcej się o nim dowiedzieć. Czasem też reagujemy na sugestie widzów, bo i nie jestem w stanie o wszystkim wiedzieć.

 

Jakie trudności wiążą się z tym, że nie jesteście tylko kinem, ale i Sceną na Starówce?

 

Dodatkowym problemem jest to, że naszą salę kinową dzielimy z różnymi innymi imprezami - spektaklami, koncertami, promocją książki. Trzeba się trochę nagimnastykować, aby spełnić oczekiwania dystrybutora dotyczące ilości seansów danego filmu i wszystkim osobom, które chcą u nas zorganizować jakąś imprezę. W ciągu dnia mamy np. o 15.00 bajkę, o 17.00 imprezę, a potem znowu seans, więc trzeba biegać, rozstawiać sprzęt - trudno jest komukolwiek odmówić, tym bardziej jak istnieje możliwość wynajęcia sali zewnętrznym firmom.

 

Czy kino mimo wszystko zarabia na siebie?

 

Niestety nie, trzeba do niego dopłacać. Nie jesteśmy samym kinem, ale i Sceną na Starówce, mamy więcej pracowników i koszty są dużo większe. Mimo wszystko, uważam, że warto kino utrzymywać.

 

Jest Pani kierownikiem kina od 18 lat, czy na przestrzeni tych lat można powiedzieć, że zaszły jakieś zmiany w kulturze oglądania filmów w kinie?

 

Na pewno kiedyś się w kinie nie spożywało posiłków, teraz dzieci zawsze domagają się popcornu. Mieliśmy nawet przypadek, że widz zamówił sobie pizze na salę. Z pewnością widz jest bardziej wymagający, bo jest taki ogrom wyborów i oferty, że ludzie mają większe i bardziej skonkretyzowane oczekiwania. Teraz widz jest bardziej świadomy na jaki film przychodzi. Co się zmieniło na gorsze to, że często młodzi ludzie przychodzą do kasy i pytają czy trzeba będzie czytać. Jak dowiadują się, że tak to rezygnują z seansu. I to jest przerażające, bo nie chce się tym młodym ludziom czytać. Widzów też jest mniej w kinach niż kiedyś, ale cieszy fakt, że na seanse przychodzi sporo starszych już osób.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Rozmawiała Monika Krzepina

 

Jolanta Hrycak - technik ekonomista, kierownik „Sceny na Starówce” w Żorach. Wieloletnia inicjatorka i współorganizatorka licznych miejskich przedsięwzięć kulturalnych. Radna w Radzie Miasta Żor.

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~pastuszka 2011-11-20
    09:34:06

    0 0

    Powiedzmy sobie szczerze. Gdyby nie przymusowe wyjscia do kina w szkolach to kino w Zorach w ogole nie ma racji bytu.

  • ~grzywa7771 2011-11-20
    20:14:26

    0 0

    Nie zgadzam się... ja często chodzę do Kina i zachęcam innych- Bardzo sobie cenię nieskomercjalizowaną jego wersję.
    można zobaczyć wiele niszowych filmów, niedawno np. "Palacz Ciał". Coraz więcej osób potrzebuje wymagającej rozrywki. To co jest puszczane w CC i MK to dość prymitywne.
    Pozdrawiam

  • ~pastuszka 2011-11-20
    20:55:27

    0 0

    Pracujesz w tym kinie? Chyba dlatego tak zachwalasz. Nawet jesli nie to ile jest takich osob, ktore w wlasnej woli przychodza na ambitniejsze kino? Piec? A moze dziesiec? Przeczytaj sobie jeszcze raz uwaznie. "Do niedawna robiliśmy przeglądy ambitniejszego kina, kiedy cały tydzień w kinie był wypełniony filmami z wyższej półki, ale to się w Żorach nie sprawdziło, więc zrezygnowaliśmy." I to jest kwintesencja problemu. Kino generuje spore straty, ktore musza pokrywac wszyscy podatnicy. Zory obecnie sa tak zadluzonym miastem, ze nawet pensje w budzetowce wyplacane sa z opoznieniem i w ratach. Logika nakazuje, zeby szukac oszczednosci w dziedzinach, ktore nie sa niezbedne do funkcjonowania miasta. A kino nie jest niezbedne, bo tak jak juz pisalam wczesniej gdyby nie zmuszanie uczniow szkol do chodzenia do kina to to kino w ogole nie ma zadnego sensu.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.