zamknij

Wywiady

Złapać bakcyla w dżungli

- Przełamywanie własnych ograniczeń, możliwość sprawdzenia się w ekstremalnych sytuacjach i spotkanie z dziewiczą naturą jest warte całorocznych przygotowań i wyrzeczeń

 

– mówi Natasza Szałajska, członek polskiej dwuosobowej ekipy której udało się dokonać pierwszego spływu boliwijską rzeką Rio Altamachi.

Jak zaczęła się Twoja przygoda ze spływami?

 

Mój narzeczony Maciej Tarasin zainspirował mnie do wspólnych podróży. Jego pomysłem była wyprawa do Boliwii na spływ niepokonanej wcześniej Rio Altamachi. Zafascynowało nas, że nigdzie nie ma informacji na jej temat, a zdjęcia satelitarne też niewiele mówią. Zaczęliśmy więc przygotowania, ponieważ ja nie miałam wcześniej doświadczenia ze spływami. Jeździliśmy do Słowenii, Chorwacji, ćwiczyliśmy też na polskich rzekach. Kondycyjnie nie miałam żadnych problemów, jednak potrzebowałam się oswoić z techniką wiosłowania.

 

Jak wyglądała pierwsza próba przepłynięcia Rio Altamachi?

 

Była nieudana z powodu czynnika ludzkiego. Zawiódł człowiek Boliwijczyk-Ramiro Cortez. Miał zorganizować konie, które potrzebne były do pomocy przy transporcie sprzetu nad rzekę. Musieliśmy zdecydować się na nasz plan awaryjny i wówczas wypróbowaliśmy naszych sił na dosyć popularnej Rio Tuchi. Oczywiście nie odbyło się bez przygód, ale to tylko rozbudziło w nas ochotę na więcej.

 

Spróbowaliście, więc za rok – w 2010. Tym razem udało się dostać do Rio Altamachi?

 

Oczywiście też nie bez komplikacji. Zawierzyliśmy ponownie temu samemu człowiekowi, który zapewniał, że tym razem wszystko pójdzie z planem. Historia się powtórzyła, po raz kolejny nie wywiązał się z umowy, jednak tym razem postanowiliśmy się tym nie zrażać. Po krótkich negocjacjach wynajęliśmy konia od pasterza, który pomógł nam znieść sprzęt do wioski Khori Mayu, gdzie do celu jest bliżej. Stamtąd musieliśmy się przedzierać się przez dżunglę do San Augustin, gdzie rzeka jest już spławna.

 

Jaki sprzęt jest potrzebny, aby przepłynąć tego typu rzekę?

 

Rzeka Rio Altamachi jest rzeką górską, momentami o bardzo rwącym nurcie. Spotkany na wcześniejszej wyprawie tubylec (Jeff który był organizatorem komercyjnych spływów na rzece Rio Tuichi) poradził nam jak zbudować tratwę – z dętek wykorzystywanych przez tiry i bali. Na niej przepłynęliśmy całą rzekę. Momentami musieliśmy tratwę opuszczać na linie albo przeciskać ją między między kamieniami stojąc po pas w wodzie.

 

Spływ przez sam środek dżungli z pewnością wiąże się z jakimiś niebezpieczeństwami. Nie obawiałaś się dzikich zwierząt?

 

W niezamieszkałej górzystej części Amazonii zwanej Yungas zagrażają tylko zwierzęta. Przykład naszych znajomych, pary, która została zamordowana w Peru przez pijanych mieszkańców wioski znajdującej się nad rzeką Ukajali wskazuje, że bardziej należy obawiać się ludzi. (więcej na ten temat) Widzieliśmy jaguara, mnóstwo fantastycznych kolorowych papug, węży czy pająków. Nie spełniło się tylko moje marzenie, aby zobaczyć tapira.

 

Czy jakieś zdarzenie z wyprawy utkwiło ci szczególnie w pamięci?

 

Moment kiedy przewróciła się na nas tratwa. Bardzo ciężka kontrukcja (z nadmuchanych tętek tira i szkieletu drewnianego powiązanych razem linami), która utrudnia wydostanie się na powierzchnię. Na szczęście mieliśmy kaski i kamizelki, więc wszystko skończyło się szczęśliwie. Poza tym zafascynowała mnie dżungla, cudowne i dziewicze królestwo przyrody. Złapałam bakcyla, więc na pewno będę chciała tam wrócić. Może już w przyszłym roku.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Rozmawiała Monika Krzepina

 

Natasza Szałajska - urodzona w Żorach 1.04.1985. Interesuje sie sportem, kulinariami i podróżami. Pracuje w Restauracji Pod Arkadami w Żorach.

 

> Zobacz fotogalerię z wyprawy

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuZory.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.